Burundyjczyk pojawił się na boisku w 58. minucie gry w miejsce Sebastiana Stebleckiego. Chwilę po wejściu po jego centrze Nowak zagłówkował tuż obok bramki Wisły, a w 74. minucie obsłużył kolegę prostopadłym podaniem, po którym Pasy wyrównały na 1:1. W doliczonym czasie gry Ntibazonkiza mógł zostać bohaterem Świętej Wojny, ale kiedy był sam na sam z Michałem Miśkiewiczem, zgubił piłkę i dał się dogonić Gordanowi Bunozie.
- Byłem naprawdę blisko, ale myślę, że boisko nie jest w dobrym stanie. Piłka w tej akcji mocno skakała i kiedy chciałem oddać strzał, podskoczyła, a obrońca mnie dogonił. Takie rzeczy się zdarzają - tak po końcowym gwizdku tłumaczył swoją niefrasobliwość, dodając: - To jest futbol. Powinniśmy być zadowoleni z tego jednego punktu, ale oczywiście walczyliśmy o zwycięstwo. Teraz już niczego nie zmienimy, wszystko się już wydarzyło. To były derby, więc oprócz gry w piłkę było też dużo walki. Musimy być zadowoleni z tego remisu, bo przegrywaliśmy 0:1 i goniliśmy wynik. Nie udało się strzelić na 2:1, ale i tak powinniśmy być zadowoleni.