Manuel Arboleda zanotował dwie asysty i raz wybijał piłkę z linii bramkowej. Kolumbijczyk, który jest bardzo religijny, po bramce Sławomira Peszki, dającej szanse na walkę w dogrywce, uklęknął na murawie, przeżegnał się i uniósł oczy ku niebu.
- Dziękowałem Bogu i Jezusowi za ten moment, za bramkę. Ale modliłem się też za moją rodzinę, bo zawsze robię to po golu dla mojej drużyny - przyznał później Arboleda.
Po spotkaniu nie krył też też wzruszenia, roniąc łzy do rękawa kurtki Franciszka Smudy.