Kanonadę nieskuteczności zaprezentowali piłkarze GKS-u Katowice w pierwszej połowie meczu z Puszczą Niepołomice. Mimo kilku świetnych okazji katowiczanie nie byli jednak w stanie otworzyć wyniku spotkania. - Wydaje mi się, że pierwsze 20-25 minut było w naszym wykonaniu dobre i stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, które powinniśmy wykorzystać - ocenia Kazimierz Moskal, trener GieKSy.
Słabiej GKS wyglądał w ostatnim kwadransie pierwszej części gry, kiedy goście z Niepołomic odważniej zaatakowali i zdobyli bramkę, za sprawą na raty wykonywanego rzutu karnego przez Sebastiana Janika. - W ostatnich fragmentach przed przerwą straciliśmy kontrolę, zwłaszcza w środku pola. Sami robiliśmy sobie we własnych szykach bałagan - przyznaje szkoleniowiec katowiczan.
Remis z beniaminkiem opiekuna śląskiego zespołu nie zadowalał. - Jestem z punktu niezadowolony, bo chcieliśmy ten mecz wygrać. Podobnie byłem niezadowolony z wyniku meczu w Stróżach. Muszę jednak przyznać, że Puszcza w przeciwieństwie do Kolejarza chciała grać w piłkę. Ten mecz mógł się podobać i zakończyć się różnie - przekonuje Moskal.
Wynik rywalizacji ważył się do ostatniego gwizdka sędziego. Po zdobyciu przez Janusza Gancarczyka bramki wyrównującej GieKSa postawiła wszystko na jedną kartę i szukała kolejnego trafienia. Wykorzystali to także piłkarze Puszczy, którzy doszli do dwóch sytuacji, które mogły zakończyć się zwycięskim trafieniem.
- W końcówce oba zespoły miały swoje okazje, a my strzeliliśmy bramkę po sytuacji, która nie była najlepsza spośród tych, które sobie stworzyliśmy. Po meczu powiedziałem chłopakom, że ten mecz to przeszłość. Liga trwa dalej i musimy myśleć o meczu w Chojnicach, by tam zgarnąć całą pulę - wyjaśnia trener drużyny z Bukowej.