W takich meczach liczy się wynik - rozmowa z Jarosławem Kaszowskim, kapitanem Piasta Gliwice

Piast Gliwice wygrał mecz o życie z ŁKS-em Łódź. Sobotnie spotkanie ekstraklasy nie stało na najwyższym poziomie, ale zdaniem kapitana gliwickiego zespołu - Jarosława Kaszowskiego nie styl był w nim najważniejszy. W meczach, o takiej stawce liczy się tylko wynik.

Agnieszka Kiołbasa: Po pięciu ligowych porażkach z rzędu w końcu sięgnęliście po trzy punkty. Wygraliście niezwykle ważne spotkanie, tzw. mecz o życie...

Jarosław Kaszowski: To był mecz o życie, o sześć punktów. Nie ma co się oszukiwać. Tutaj nie styl był najważniejszy, ale wynik. Kiedy prowadziliśmy 1:0, wydawało się, że kontrolujemy ten mecz, a tutaj jedna prostopadła piłka i zrobił się remis. To na pewno nie był ładny mecz. Nie było w nim zbyt wielu sytuacji bramkowych i tak naprawdę dominowała tutaj walka.

Co niektórzy po cichu liczyli, że bramka strzelona przez Łukasza Krzyckiego w przegranym meczu z Legią, może być niejako momentem przełomowym w waszych poczynaniach. Po wielu tygodniach niemocy strzeleckiej w końcu się odblokowaliście. Teraz zdobyliście dwa gole i... wygraliście. Wydaje się, że ten worek z bramkami w końcu się rozwiązał i wyniki też nadejdą...

- Ja pamiętam jeszcze, jak było w poprzednim sezonie, w drugiej lidze. Ugraliśmy w czterech meczach cztery punkty i też się mówiło, że już po nas, że nie mamy szans na awans. Przyszedł jednak taki mecz na Podbeskidziu, gdzie wygraliśmy 1:0 po brzydkiej grze i przypadkowej bramce. Od tego momentu pięliśmy się w górę. Ja wierzę, że i teraz tak będzie.

Do tej pory waszą piętą Achillesową była postawa w pierwszych 20 minutach meczu. Tym razem było już inaczej. Od początku zaatakowaliście i ta zmiana w waszej postawie zaowocowała sukcesem, bo odnieśliście pierwsze od dawna zwycięstwo...

- No właśnie. Nareszcie zaczęliśmy grać dobrze ten początek, bo to, co się działo w ostatnich spotkaniach, w tym pierwszym kwadransie, wołało o pomstę do nieba. Powiedzieliśmy sobie przed meczem: od razu siadamy na przeciwniku i tyle. Ciężko by było, gdybyśmy się cofnęli. Tak być nie mogło. My musieliśmy wygrać. Potrzebowaliśmy tych trzech punktów. W pewnym momencie drugiej połowy zrobiło się co prawda 1:1, ale ostatecznie wygraliśmy. Jak już mówiłem, tu nie liczył się styl. Ten mecz po prostu trzeba było wygrać. Nieważne jak. Ten sukces dodał nam wiary w siebie. Jak widać możemy punktować.

W drugich 45 minutach meczu z ŁKS-em, zwłaszcza po tym, jak straciliście bramkę na 1:1, coś się w was zacięło? Od tego momentu to rywal przejął inicjatywę i mógł się pokusić o kolejną bramkę.

- Rywale mieli swoje sytuacje. Nie powiem, że nie. Były takie momenty, że w środku pola grali agresywnie. Było ich tam więcej i wychodzili z groźnymi kontratakami. My chcieliśmy strzelić tę zwycięską bramkę. Dla nas tylko to się liczyło, a wiadomo, że jak się próbuje dominować, odkrywa się i brakuje tych ludzi z tyłu. Stąd te sytuacje rywala.

W końcu odblokował się Marcin Folc, który do tej pory nie miał szczęścia pod bramką przeciwnika. W spotkaniu z ŁKS-em zdobył gola i to jak ważnego gola...

- Uznanie dla Marcina, że się znalazł tam, gdzie powinien i strzelił tak idealnie. Tak naprawdę nie miał innego wyjścia tylko strzelić tak, jak strzelił. Zdobył tego gola i to jest najważniejsze.

Swoje premierowe trafienie w tym sezonie w barwach Piasta zaliczył także Marcin Radzewicz. W końcu strzelacie, więc teoretycznie teraz powinno być już tylko lepiej.

- Mam nadzieję, że te bramki zdobyte przez Radzewicza i Folca dodadzą nie tylko im, ale całej drużynie takiego kopa. Wiadomo każdy chciałby strzelać bramki, ale na końcu liczy się wynik. Najważniejsze jest zwycięstwo.

Znane w środowisku piłkarskim powiedzenie mówi: Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Wy wygraliście ostatnie starcie. Zapominacie zatem o tej fatalnej serii porażek i teraz już z optymizmem patrzycie w przyszłość?

- Dokładnie. Liczy się to, że w końcu wygraliśmy. To było najważniejsze w tym wszystkim, by przed tą przerwą w rozgrywkach sięgnąć po komplet punktów i złapać chwilę oddechu. Ja sobie zdaję sprawę z tego, jak ten mecz wyglądał. To spotkanie było brzydkie, ale to nieważne. Mogą nas określać w "Lidze Plus Ekstra" czy "Szybkiej piłce", jak chcą, ale właśnie poprzez takie mecze buduje się drużynę.

Teraz przed wami dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach ekstraklasy. Po niej czeka was trudny wyjazdowy mecz z Wisłą Kraków. Tam o punkty na pewno nie będzie łatwo.

- Rzeczywiście przed nami ciężki mecz, bo z Wisłą, ale później gramy z drużynami, z którymi można powalczyć, które są w naszym zasięgu. Ja nie mówię, że Wisła nie jest w naszym zasięgu. Wiadomo jednak, że będzie trudno, bo jedziemy do Krakowa. Nie zagramy przed własną publicznością. Mamy jednak dwa tygodnie czasu na to, by przygotować się do tego spotkania. Teraz przed nami Puchar Ekstraklasy, który może nam w tym pomóc.

Komentarze (0)