Bramkarz Wisły obronił każdy z 9 strzałów oddanych przez legionistów w światło jego bramki. Wojskowi zostali skarceni za nieskuteczność w 82. minucie, kiedy po stracie Michała Żyry w środku pola Łukasz Garguła uruchomił prostopadłym podaniem Pawła Brożka który z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z Wojciechem Skabą.
- Przy szerokim rozstawieniu obrony przy rozegraniu piłki takie straty w środku pola nie mogły mieć miejsca i Wisła to wykorzystała. Z drugiej strony sami powinniśmy wykorzystać swoje okazje, bo przez większość meczu przeważaliśmy, spychaliśmy Wisłę do obrony i graliśmy dobrze - komentuje obrońca Legii Jakub Rzeźniczak.
Biała Gwiazda zagrała z mistrzami Polski inaczej niż w poprzednich meczach na swoim terenie - nastawiona wyłącznie na kontratak. - Spodziewaliśmy, że Wisła na nas ruszy i to, że Wisła tak zagrała, było zaskoczeniem. Nie przypominam sobie zespołu Franciszka Smudy, który cofałby się na swoją połowę. Nie było to jednak utrudnieniem, bo lubimy prowadzić w grę - komentuje "Rzeźnik".
Trener Jan Urban stwierdził po końcowym gwizdku, że Legia była zespołem lepszym od Wisły i powinna zgarnąć trzy punkty. Rzeźniczak zgadza się ze swoim przełożonym? - W stu procentach. Byliśmy lepsi, ale nie zawsze lepsi wygrywają.
27-latek zagrał przy Reymonta 22 z opaską kapitańską na ramieniu. - Być kapitanem w takim klubie jak Legia Warszawa to marzenie nie tylko moje, ale chyba wszystkich zawodników, którzy tutaj przychodzą. Szkoda tylko, że pierwszy raz z opaską na ręką schodziłem z boiska jako przegrany - zauważa.
Choć Legia poniosła w tym sezonie już trzy porażki, a Wisła jest jedynym niepokonanym zespołem w lidze, to Wojskowi przed przerwą na reprezentację są liderem tabeli. Ponadto Legia zagrała w Krakowie bez 9 kontuzjowanych lub wykluczonych za kartki zawodników.
- Mamy szeroką kadrę, ale taki brak musiał być odczuwalny. Po przerwie na reprezentację będziemy silniejsi, bo wrócą kontuzjowani zawodnicy. Przypominam też, że wciąć jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli. Z Wisłą się potknęliśmy, co nas boli, ale musimy dalej robić swoje - kończy Rzeźniczak.
On wciąż tak myśli...