- Cieszy nas bardzo wynik, a zwłaszcza mnie, bo mecz potoczył się dla mnie fatalnie, gdyż sprokurowałem rzut karny. Mogę tylko podziękować kolegom, bo potrafiliśmy podnieść się po utracie gola, a w drugiej połowie zdobyliśmy kolejne bramki. Taki wynik był marzeniem nas wszystkich - powiedział po niedzielnym spotkaniu defensor Widzewa Łódź, Jakub Bartkowski.
I dodaje: - Wierzyliśmy w siebie, nawet jak straciliśmy gole. Wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy grać konsekwentnie, to zdobędziemy bramki. Po kontaktowym golu wiedzieliśmy, że nadarzą się kolejne okazję. Mecz ułożył się dla nas nie najlepiej, ale perfekcyjni go zakończyliśmy.
Pierwsze dwie bramki dla gospodarzy padły po stałych fragmentach gry, które wcześniej były piętą achillesową łodzian. Natomiast kolejne gole padły po dobrych atakach łodzian. - W pierwszej połowie strzeliliśmy dwie bramki po stałych fragmentach gry. Natomiast później zdobyliśmy gole po perfekcyjnym, szybkim ataku. To było to, czego potrzebowaliśmy. W przerwie meczu założyliśmy sobie, że wychodzimy na drugą część spotkania jakby dalej był wynik 0:0 i będziemy chcieli jak najszybciej zdobyć bramkę. To nam się udało i idealni ułożyło nam mecz. Później kontrolowaliśmy przebieg spotkania i jeszcze w końcówce podwyższyliśmy prowadzenie - mówił obrońca Widzewa.
Podczas niedzielnej konfrontacji na trybunach stadionu przy al. Piłsudskiego zasiadło blisko 7500 kibiców, co jest najwyższą frekwencją na Widzewie w tym sezonie. - To się czuje, kiedy stadion jest zapełniony, a kibice żywiołowo dopingują swój zespół. Zawodnicy dają wtedy z siebie tyle, ile tylko mogą - przyznał.