- W najczarniejszych snach nie spodziewałem się, że korupcyjne pomówienie może spotkać właśnie mnie. Poza tym gwizdanie ekstraklasy było tylko środkiem do czegoś większego. Mnie interesowało tylko i wyłącznie sędziowanie Ligi Mistrzów, mistrzostw świata - powiedział Przeglądowi Sportowemu Marcin Wróbel.
Arbiter z Warszawy został zatrzymany 28 marca w związku ze śledztwem w sprawie korupcji w polskiej piłce. Prokuratura postawiła mu zarzuty, ale on sam czuł się niewinny i ze sporą determinacją walczył o odzyskanie dobrego imienia. Ostatecznie udało mu się to - jest pierwszym sędzią z grupy zatrzymanych, który wrócił na ligowe boiska.
Warto dodać, że Wróbel to jeden z niewielu arbitrów, którzy potrafią publicznie przyznać się do popełnionych błędów. Wiosną ubiegłego roku popełnił fatalne błędy w spotkaniu Polonii Bytom z Kolporterem Koroną Kielce, dyktując niesłuszny rzut karny dla żółto-czerwonych i wyrzucając z boiska zawodnika zespołu z Górnego Śląska.
Później jednak głośno przeprosił za te pomyłki, co niezbyt dobrze zostało przyjęte w środowisku sędziowskim. - Generalnie nam zamyka się usta - morda w kubeł, nie bulgotać, bo sędzia jest nieomylny - powiedział Wróbel.
Ostatnio arbiter z Warszawy podpisał deklarację antykorupcyjną. Zgodnie z jej postanowieniami, jeżeli zostanie ukarany prawomocnym wyrokiem sądu, będzie musiał zapłacić karę w wysokości 300 tys. euro, a także dodatkowe odszkodowanie w kwocie 1 mln zł na cel wskazany przez PZPN lub Ekstraklasę SA. - To symbol, który miał mi pomóc udowodnić moją niewinność - dodał.