Krzysztof Niedzielan: W sezonie 2003/2004 Banik Ostrawa z twoim czynnym udziałem, zdobył tytuł mistrza Czech. Rozegrałeś łącznie 200 meczów w czeskiej ekstraklasie, a teraz jesteś w Sandecji Nowy Sącz. Jak to się stało, że gracz z takim CV trafił do tego klubu?
Pavel Besta: Skończyła mi się umowa w Viktorii Zizkov. Nie dogadaliśmy się co do warunków nowego kontraktu, więc musiałem szukać czegoś innego. Miałem oferty z Kazachstanu i Azerbejdżanu, ale nie chciałem tak daleko wyjeżdżać. Pojawiła się oferta z Nowego Sącza, o której poinformował mnie mój menadżer. Miałem tylko jeden dzień na podjęcie decyzji. Postanowiłem przyjechać, przekonałem do siebie trenera i zostałem graczem Sandecji.
Wspomniane propozycje gry w Kazachstanie i w Azerbejdżanie były pewnie dużo bardziej atrakcyjne finansowo?
- To prawda, ale pieniądze to nie wszystko. Nie chciałem z nich skorzystać, bo mam rodzinę i chciałem znaleźć klub jak najbliżej Czech. Do ojczyzny mam 200 km, więc to nie jest aż tak daleko i kiedy mamy trochę wolnego chętnie odwiedzam rodzinne strony.
Grałeś poprzednio w Viktorii Zizkov, czyli w drugiej lidze czeskiej. Jak porównasz jej poziom do naszej pierwszej?
- Tutaj jest bardzo duże zainteresowanie kibiców i mediów, większe niż w przypadku drugiej ligi czeskiej. A jeśli chodzi o samą grę, to u nas liczy się bardziej taktyka i więcej zespołów gra z nastawieniem na defensywę. Nie twierdzę, że tu tego brakuje, ale w Czechach, gdy drużyna prowadzi jedną, lub dwoma bramkami, to tylko broni wyniku. W polskiej I lidze jest dużo walki i nie ma tak dużo kalkulacji.
10 lat temu grałeś w Baniku Ostrava i będąc podstawowym stoperem swojego zespołu, wywalczyłeś mistrzostwo Czech.
- Nie ukrywam, że były to piękne chwile. Każdy mecz na własnym stadionie obserwowało 20 tysięcy ludzi i ogólnie rzecz biorąc grało się nam bardzo dobrze. To już daleka przeszłość, ale wspomnienia pozostały.
Mistrzowski tytuł otworzył też drogę europejskich pucharach, ale ta przygoda nie była zbyt udana.
- W kwalifikacjach do Ligi Mistrzów graliśmy z Bayerem Leverkusen i niestety odpadliśmy (wyjazdowa porażka 0:5 i zwycięstwo 2:1 - przyp. red.) a potem również nie zdołaliśmy pokonać FC Middlesbrough w pierwszej rundzie Pucharu UEFA. Dwumecz zakończył się wygraną Anglików 4:1.
Podbój europejskich boisk zakończył się fiaskiem, ale kilku twoich kolegów z boiska zrobiło kariery w zagranicznych klubach, choćby napastnik Marek Heinz, który również grał w reprezentacji Czech.
- Mieliśmy też świetnego bramkarza Jana Lastuvkę, który przeniósł się potem do Szachtara Donieck, grał też w angielskich klubach, a obecnie jest w Dnipro Dniepropietrowsk. Był też Zdenek Pospech, który reprezentuje teraz barwy MSV Mainz i Rene Bolf, który już zakończył karierę, ale występował we francuskim Auxerre. Wszyscy mają za sobą występy w reprezentacji Czech.
W sezonie 2003/2004, kiedy zdobywałeś mistrzostwo swojego kraju, byłeś w życiowej formie?
- Ja zawsze jestem w formie (śmiech). Trzeba przyznać, że mieliśmy bardzo dobrą i waleczną drużynę, świetną atmosferę i strzelaliśmy dużo goli. Drugą Spartę Praga pokonaliśmy o pięć punktów. Nawet jeśli dany mecz nam nie wychodził, to i tak potrafiliśmy go wygrać.
Wspominałeś o kolegach z Banika, którzy zrobili kariery poza Czechami. Dlaczego to nie udało się tobie?
- Grałem też w czeskiej ekstraklasie nie tylko w Baniku, ale też w Viktorii Zizkov - łącznie 200 meczów. Występowałem też na Słowacji w MFK Ruzomberok, oraz w angielskim Luton Town - jednym z najlepszych klubów, w których byłem. Jak na piątą klasę rozgrywkową poziom był dość wysoki, a na każdy mecz przychodziło 7 tysięcy kibiców. Sandecja też nie jest najgorszym klubem. Nie udało mi się grać w najlepszych ligach w Europie, ale coś udało mi się osiągnąć.
Jest jednak różnica - mistrz Czech sprzed 10 lat, Banik Ostrawa, a Sandecja Nowy Sącz.
- Uważam, że mój obecny zespół jest dobry i ma potencjał na górną połowę tabeli. Moim zdaniem nie ma wielkiej różnicy, między słabszymi klubami z Gambrinus Ligi (odpowiednik T-Mobile Ekstraklasy - przyp. red.), a Sandecją.
Przyszedłeś tu jako zawodnik, który może grać na stoperze, lub na pozycji defensywnego pomocnika. Zadebiutowałeś w spotkaniu z Kolejarzem Stróże, ale na prawej stronie obrony i świetnie sobie poradziłeś. Zagraliście na zero z tyłu, a do tego mogłeś zaliczyć asystę.
- To było dla mnie coś nowego. Dotychczas grałem przede wszystkim jako środkowy obrońca, lub właśnie defensywny pomocnik. Musiałem zastąpić Marcina Makucha i myślę, że nie wyszło to najgorzej. Nie straciliśmy bramki, a to główne zadanie graczy formacji defensywnej.
W spotkaniu z Chojniczanką zagrałeś już w pomocy, tym razem zastępując pauzującego za czerwoną kartkę Macieja Bębenka. Na których pozycjach widziałbyś się jeszcze?
- Myślę, że na każdej w obronie i na wspomnianym wcześniej defensywnym pomocniku. Na pewno nie w ataku.
Odbiegając nieco od sportowych tematów. Jak podoba Ci się Nowy Sącz?
- To piękne miasto, z urokliwą okolicą. Mam tu na myśli głównie góry, w które już miałem okazję zawitać. Podoba mi się też centrum, ale jestem tu krótko i sporo jeszcze muszę zobaczyć. W Nowym Sączu jest lepsze powietrze, niż w Ostrawie.
Wejście do drużyny nie było trudne? Co prawda nie ma tu twoich rodaków, ale za to mówiący po czesku Ormianin Gevorg Badalyan i do tego trzech Słowaków, którzy pewnie pomogli w aklimatyzacji?
- To prawda, ale z drugiej strony ja rozumiem całkiem dobrze język polski, więc nie było problemu.
Nie jesteś na razie podstawowym zawodnikiem, a na boisku pojawiałeś się, kiedy zastępowałeś pauzujących za kartki kolegów. Ile dajesz sobie czasu na wywalczenie miejsca w podstawowym składzie?
- Chciałbym jak najszybciej i będę o to walczył. Wiem jednak, że przyszedłem tu już po rozegraniu pięciu kolejek, co utrudnia sprawę.
[b]
Zgodzisz się z tym, że potencjał drużyny jest większy, niż pozycja w tabeli?[/b]
- Po kiepskim początku zaczynamy marsz w górę tabeli. Różnice nie są duże, więc liczę, że to tylko kwestia czasu. Trzeba pamiętać, że drużyna budowała się jeszcze w trakcie sezonu. Przyszli nowi gracze, zmienił się trener i na efekty trzeba było poczekać.
Jesteś zadowolony z przejścia do Sandecji?
- Gra w piłkę nożną i wygrywanie meczów sprawia mi radość, więc chcę to robić. Cierpliwie czekam na swoją szansę.
Masz 31 lat. Jak długo chciałbyś jeszcze grać w piłkę?
- Tak długo jak będę czerpać z niej radość i zdrowie będzie dopisywać. Nie wykluczam, że będzie to jeszcze kilka lat.
A masz już plany na to, co będziesz robił po zakończeniu kariery?
- Nie myślałem o tym jeszcze. Na razie nastawiam się na grę w piłkę.