Górnik Łęczna zmarnował swoją szansę

Podopieczni Jurija Szatałowa mogli zrównać się punktami z liderem, ale w zaległym meczu zremisowali z Arką Gdynia. Mimo wszystko umocnili się w czołówce.

Górnik Łęczna złapał wiatr w żagle dopiero w II połowie środowego starcia. Przed przerwą gospodarze stracili bramkę i nie mieli pomysłu na wyrównanie. - Na początku Arka zaskoczyła nas agresywnością, a u nas tego zabrakło. Dopiero z czasem się rozkręciliśmy. Uważam, że w II połowie to my mieliśmy przewagę. Wyrównaliśmy na 1:1 i szkoda, że nie poszliśmy za ciosem. Zabrakło ostatniego podania - ocenia strzelec wyrównującego gola Sebastian Szałachowski.

Już w 30. minucie trener Jurij Szatałow zdjął z boiska 19-letniego Michała Palucha i desygnował do gry Bartłomieja Niedzielę, który zaprezentował się z niezłej strony. - To niespotykane, że wchodzi się w pierwszej połowie. Zawodnicy z ławki są w ciągłym ruchu, rozgrzewają się przez całe spotkanie. Byłem przygotowany do gry, wszedłem na boisko i starałem się pokazać z jak najlepszej strony - przyznaje Niedziela.

28-letni skrzydłowy nie jest zadowolony z podziału punktów w meczu z zespołem, którego barw bronił w sezonie 2011/2012. - Mecz nie ułożył się dla nas korzystnie, bo straciliśmy bramkę. Cieszy, że nie poddaliśmy się i dążyliśmy do wyrównania, co udało się. Bardzo zależało nam na zwycięstwie. Jest lekki niedosyt. Dopisujemy jeden punkt, Arka do nas nie doskoczyła, a my nadal jesteśmy blisko czołówki - zauważa Niedziela.

Komentarze (0)