Podopieczni Pawła Sikory nie zaprezentowali się z najlepszej strony w Łęcznej. Udało im się objąć prowadzenie, ale stracili je tuż po przerwie i nie mieli pomysłu na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. - Remis z przebiegu gry jest zasłużony, chociaż to my strzeliliśmy pierwszą bramkę i kontrolowaliśmy mecz do końca I połowy. Na początku II połowy straciliśmy bramkę po naszym ewidentnym błędzie i Górnik poczuł krew. Żałujemy tym bardziej, że prowadziliśmy 1:0, mieliśmy mecz pod kontrolą i stworzyliśmy sytuacje na 2:0. Z tego punktu widzenia na pewno szkoda - ocenia Arkadiusz Aleksander.
33-letni napastnik Arki mógł dobić przeciwnika golem na 2:0 tuż przed przerwą. Po błędzie Macieja Szmatiuka stanął oko w oko z Sergiuszem Prusakiem i trafił prosto w niego. Brak skuteczności wkrótce zemścił się na gościach. - Miałem sytuację, strzeliłem i bramkarz obronił. Szkoda, bo mogłem troszeczkę lepiej się zachował - przyznaje były zawodnik Śląska Wrocław.
Jeszcze przed weekendową serią spotkań gdyńska drużyna balansowała tuż nad strefą spadkową. Dzięki czterem punktom zdobytym w dwóch meczach Arka awansowała na 7. miejsce w tabeli. Wciąż jednak jest to wynik poniżej oczekiwań. - W Gdyni zawsze jest ciśnienie na wynik, więc jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Cieszymy się, że odbiliśmy się od dna. Mam nadzieję, że w następnych meczach będziemy dalej piąć się w górę tabeli - podkreśla Aleksander.