Tak Korona Kielce, jak i Pogoń Szczecin miała w sobotę swój patent na zdobywanie bramek. Kielczanie strzelali głową po dośrodkowaniach z lewego skrzydła, Pogoń czyniła pożytek z dalekich podań z głębi pola.
- Pewnych pomyłek nie da się uniknąć, ale akurat błędy ze Szczecina nie mają prawa przydarzyć się na szczeblu Ekstraklasy. Uczulaliśmy się w szatni, że musimy uważać na prostopadłe piłki z głębi pola, a dostaliśmy dwa gole i rzut karny właśnie po takich podaniach. Trener Pacheta ma rację mówiąc, że nie zrealizowaliśmy założeń. Nie zawinili tylko obrońcy, bo źle zachował się także blok pomocników - wskazał Paweł Golański po przegranym 2:3 meczu.
- Wiedzieliśmy doskonale, co gra Pogoń. Motorem napędowym ich akcji są Japończycy, dużą pracę wykonuje Marcin Robak, a Edi potrafi rzucić precyzyjną piłkę... Mimo tego nie ustrzegliśmy się wpadek, przez które nie ugraliśmy nawet punktu. Jedyne, czym zaskoczyła nas Pogoń to zestawienie personalne, ale to przecież nie przeszkodziło nam kontrolować wydarzeń - dodał obrońca Korony.
Faktycznie - Korona objęła w sobotę prowadzenie, grała z przewagą zawodnika i spokojnie budowała kolejne ataki. Wydawało się, że ma wszystkie karty na stole, by po chwili przez głupi faul Radka Dejmka pozwolić Pogoni wrócić do gry. Takafumi Akahoshi wykorzystał rzut karny, a na dodatek siły liczebne wyrównały się. Jacek Kiełb nazwał wyczyn czeskiego defensora bez ogródek - "głupim".
- Jeden błąd jeszcze o niczym nie zdecydował. Wówczas siły personalne oraz wynik wyrównały się i tak naprawdę mecz zaczął się od początku - nie był tak ostry w swoich sądach Paweł Golański. - Mogliśmy wszystko rozegrać zupełnie inaczej, a popełniliśmy dwa praktycznie identyczne błędy, nad którymi trzeba się zastanowić. Pogoń nas wypunktowała. Nie miała więcej sytuacji podbramkowych, ale była skuteczniejsza. My wracamy z zerowym dorobkiem. Taka jest piłka... - podsumował Golański.