Podopieczni Dariusza Wdowczyka nie pozostawili Piastowi Gliwice złudzeń. Ich zwycięstwo nie podlegało dyskusji, od pierwszego do końcowego gwizdka kontrolowali wydarzenia. - Pokazaliśmy kawał dobrego futbolu. Trudno było spodziewać się, że wygrana przyjdzie tak łatwo. Nawet fakt, że pierwszą połowę graliśmy pod wiatr, co teoretycznie powinno nam przeszkadzać, nie miał żadnego znaczenia. Duża agresja, sporo odbiorów i gra do przodu polegająca na szybkim przedostaniu się pod pole karne małą ilością podań - o to chodziło - wyliczał Bartosz Ława po zwycięstwie 4:0.
Wszystkie gole padły przed przerwą. Portowcy szybko zorientowali się, że ich szansą są ataki skrzydłami. Damian Zbozień oraz Krzysztof Król "nie dojechali" do Szczecina, a asekuracja Adriana Klepczyńskiego przyniosła więcej szkód niż pożytku. - Piast chciał grać agresywnie w środku pola i trzeba przyznać, że miał kilka przechwytów zanim uporządkowaliśmy grę. Na bokach było natomiast dużo miejsca, a boczni obrońcy faktycznie nie byli najlepiej dysponowani. Dlatego w tych sektorach zawiązały się akcje bramkowe - potwierdził kapitan Pogoni.
Pogoń wystrzelała się przed przerwą i nie musiała więcej podkręcać tempa. - Druga połowa była spokojna, z pełną kontrolą wydarzeń. Piast nie chciał albo nie potrafił zabrać nam piłki, nie zbliżył się pod naszą bramkę, przez co Radek Janukiewicz zmarzł. Przewaga Pogoni była miażdżąca, oczywiście chcieliśmy coś dostrzelać, ale już nie było tej skuteczności. Piast zabarykadował się, chciał uniknąć kompromitacji i skończyć to wszystko wynikiem 0:4 - wskazał Ława.
Dla jednych druga połowa mogła być małym rozczarowaniem, dla innych i tak świadczy o progresie - Pogoń grała niedawno mecz, który rozpoczęła od szybkich dwóch bramek, ale do samego końca drżała o punkty. - Wtedy z Podbeskidziem opadliśmy z sił po trudach rywalizacji z Lechem Poznań. Pozwoliliśmy rywalom złapać kontakt i zrobiło się nerwowo. We wtorek nie było mowy o czymś takim. Trzeba się cieszyć, że gra zespołu wygląda dobrze. Mimo wszystko nie zachłystujemy się tym wysokim zwycięstwem. Przed nami wyjazdowe spotkanie z Widzewem, następnie podejmiemy Zagłębie - uspokaja pomocnik.
Trudno jednak nie przyznać, że sytuacja w tabeli zrobiła się interesująca. Przed Portowcami otworzyła się szansa awansu na podium na półmetku sezonu zasadniczego. Ba, Pogoń może nawet zostać mistrzem rundy jesiennej. Górnik Zabrze oraz Legia Warszawa przegrały swoje ostatnie mecze, przez co wyprzedzają szczecinian o dwa punkty. Warunek podstawowy: Ława i spółka muszą wygrać w Łodzi. Jeśli tego dokonają, to wskoczą na szczyt tabeli i będą czekać na inne wyniki.
- Jeśli będziemy na pudle po 15 kolejkach, to będzie to przyjemne i przyniesie oddźwięk w piłkarskim światku. Z drugiej strony nie ma to przecież większego znaczenia. Przecież zagramy jeszcze sześć kolejek awansem, a ostateczne rozstrzygnięcia zapadną dopiero po zimie. Życie napisze wtedy swój scenariusz - tonuje nastroje Bartosz Ława.
- Naszym celem jest górna ósemka i będą to konsekwentnie powtarzać. W obecnej sytuacji dodatkowe kolejki są czymś fajnym. Jesteśmy dobrze przygotowani oraz poukładani, więc im więcej meczów zagramy teraz – tym lepiej. Potwierdzamy z tygodnia na tydzień, że Pogoń gra dobrą piłkę i mimo że kilka punktów uciekło, to i tak trzymamy się w czubie. O to chodzi - dodał doświadczony pomocnik.