Krystian Nowak: Strefa spadkowa to nie jest nasze miejsce

Po raz szósty z rzędu w pierwszym składzie Widzewa wybiegł na ligowe boisko pomocnik Krystian Nowak. Jego zespół pokonał w sobotę Pogoń Szczecin 2:1, jednak sam zawodnik nie zachwycił swoją grą.

W 20. minucie meczu piłkarz trenera Rafała Pawlaka stanął przed szansą zdobycia pierwszego gola w sezonie. Nowak trafił jednak nieczysto w piłkę, co pozwoliło golkiperowi Pogoni na interwencję nogą. Parę sekund później futbolówka zatrzepotała ostatecznie w siatce gości. Wszystko za sprawą kiksu Bartosza Ławy, który umożliwił Eduardsowi Visnakovsowi strzał na bramkę Radosława Janukiewicza. Dla Nowaka była to równie dogodna okazja do strzelenia gola jak ta w meczu z Lechem w Poznaniu, kiedy to na pięć minut przed końcem gry pomocnik Widzewa uderzył z bliska w poprzeczkę bramki Macieja Gostomskiego. - Pierwsza połowa nie potoczyła się po mojej myśli. Mogłem strzelić gola, ale mój strzał obronił jednak Janukiewicz, bo wyczuł mnie. Myślałem przez moment, że będzie powtórka z Copa del Sol (gol z Molde FK - przyp. red.), z tą różnicą, że tutaj do bramki miałem bliżej. W drugiej połowie jednak czułem się już trochę lepiej na boisku. Jest trochę meczów jeszcze do końca sezonu. Jestem coraz bliżej zdobycia pierwszej bramki, także mam nadzieję, że w końcu ją strzelę - powiedział po meczu Krystian Nowak.

Zdaniem podopiecznego trenera Pawlaka kluczem do sobotniego zwycięstwa nad Portowcami była walka do ostatnich minut meczu. Piłkarze trenera Dariusza Wdowczyka mieli swoje szanse na wyrównanie wyniku spotkania, ale razili nieskutecznością, dlatego wynik 2:1 nie uległ zmianie pod koniec spotkania. - Moim zdaniem pokonaliśmy Pogoń przede wszystkim sercem i zaangażowaniem. Każdy wiedział, że te trzy punkty były nam bardzo potrzebne, żeby pójść w górę tabeli, bo strefa spadkowa to nie jest nasze miejsce - stwierdził 19-letni pomocnik czerwono-biało-czerwonych.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Jednak momentami rozpaczliwa obrona gospodarzy w ostatnich minutach to efekt drugiej żółtej kartki Marcina Kaczmarka z 83. minuty oraz, co może być poważniejszym problemem, kłopotów kondycyjnych całego zespołu. Po końcowym gwizdku sędziego Marcina Borskiego zawodnicy Widzewa schodzili do szatni z trudem łapiąc powietrze w płuca. - Na pewno mamy teraz ciężki okres, bo gramy mecze co trzy dni. Gdy jednak nie ma siły, to każdy daje z wątroby, aby wytrwać do końca i utrzymać wynik, bo najważniejsze to nie stracić bramki w końcówce - skomentował ten fakt Nowak.

Komentarze (0)