Kapitan złocisto-krwistych opuścił plac gry z powodu odnowienia urazu ścięgna Achillesa. - Przed meczem miałem stan zapalny. W pewnym momencie dostałem w to miejsce i ból był tak duży, że dograłem do przerwy, ale później nie było sensu kontynuować gry, bo tylko bym osłabił zespół. Na Śląsk jednak po prostu muszę być gotowy, bo nasza sytuacja w tabeli minimalnie się poprawiła, ale przed nami dużo pracy. Mamy problemy kadrowe i maserzy muszą mieć postawić na nogi - mówi Golański.
Jeszcze przed zejściem z boiska wychowanek Łódzkiego Klubu Sportowego zdążył zaliczyć asystę przy golu Piotra Malarczyka na 1:1. Dającego Koronie zwycięstwo gola na 2:1 jednak nie widział...
- Po przerwie zostałem w szatni. Nie jestem takim zawodnikiem, który lubi siadać na ławce po zejściu z boiska, bo zbyt mocno się denerwuję. Siedziałem w szatni, słuchałem muzyki i nie śledziłem wyniku, bo po prostu się denerwuje. O naszym zwycięstwie dowiedziałem się z SMS-ów. Czy nie słyszałem przez ściany reakcji trybun? Nie, bo miałem słuchawki i nic do mnie nie docierało. Tak już robię od dłuższego czasu. Czego słucham? Polskiego hip-hopu - opowiada obrońca Korony.
Golański ma na koncie 14 gier w reprezentacji Polski. Po raz ostatni zagrał w niej 5 września 2009 roku. Teraz liczbowo jest czołowym prawy obrońcą T-Mobile Ekstraklasy. W 13 występach w tym sezonie zdobył 3 bramki i zaliczył 5 asyst. Czy liczy na to, że załapie się na nowe rozdanie pod rządami Adama Nawałki?
- Jeśli będę dobrze grał, to trener Nawałka zainteresuje się moją osobą. Kiedy wybiegam na boisko, to marzę o tym, żeby jeszcze zagrać w reprezentacji. To jest ogromne przeżycie, ogromny zaszczyt. Absolutnie nie czuję się wypalonym piłkarzem - mam 31 lat i jeszcze parę lat grania przede mną. Jeśli forma będzie wysoka, to czemu nie kadra? Będę walczył - tłumaczy.