- Tym razem mój występ trwał tylko trzydzieści minut, ale ważne, że było to dobre trzydzieści minut. Wygraliśmy bardzo ważny mecz. Jego ranga wzrosła zwłaszcza po dwóch ostatnich remisach. Wiedzieliśmy jaka jest sytuacja w tabeli. Cieszy zwłaszcza to, że strzelamy gole. W sobotę padły trzy i wszystkie z gry, podczas gdy w poprzednich spotkaniach wykorzystywaliśmy głównie stałe fragmenty. W tyłach tak dobrze nie było, jednak liczą się przede wszystkim trzy punkty - powiedział Grzegorz Rasiak.
Warciarze przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść dopiero w 90. minucie i znów zafundowali kibiców nerwówkę. - Cóż... Trybuny nie są wypełnione do ostatniego miejsca, a gdybyśmy wygrywali zbyt łatwo, to zrobiłoby się monotonnie. Dramaturgia ma więc dobre strony - dodał żartobliwie były reprezentant Polski.
Bilans zielonych jest bardzo korzystny. Jedna porażka w piętnastu spotkaniach i 1. miejsce w tabeli - cele póki co są realizowane. - Wygraliśmy już dziewięć meczów, myślę, że demonstrujemy ciekawy futbol, strzelamy przy tym sporo bramek. Dotąd padło ich prawie trzydzieści. Można więc powiedzieć, że robimy swoje - zaznaczył Rasiak.
Dlaczego doświadczony napastnik nie wyszedł w sobotę w podstawowym składzie? - Gryf był przygotowany na to, że zagram od 1. minuty. Trener Grzegorz Niciński zapewne uwzględnił to w swojej taktyce. Dobrze mnie zresztą zna, bo gdy grałem w Lechii Gdańsk, to często mierzyliśmy się z ekipą z Wejherowa i trochę bramek jej nastrzelałem. Nasz sztab postanowił dokonać roszad. Czasem szansę dostanie jeden zawodnik, czasem inny. Ja dotąd wystąpiłem we wszystkich pojedynkach. Teraz było inaczej, lecz najważniejsze jest to, że wywiązałem się ze swojej roli - stwierdził Rasiak.
Warta punktuje bardzo dobrze, ale mylą się ci, którzy sądzą, że zwycięstwa przychodzą zespołowi Marka Kamińskiego łatwo. - Nasi przeciwnicy często się cofają, choć akurat Gryf zagrał dość odważnie. Pokazał się ze świetnej strony i jego niska pozycja w tabeli może dziwić. Dopiero po przerwie mieliśmy więcej miejsca i nieco łatwiej było nam stwarzać sytuacje. Mi dobrze układała się współpraca z Karolem Gregorkiem. Przy golu na 2:1 dostałem od niego podanie przedniej marki, zaś przy ostatniej bramce to ja asystowałem jemu - zakończył.