Zaczyna się szukanie winnych

Kibice przecierają oczy ze zdumienia po każdej ligowej kolejce w Premiership. Tottenham Hotspur, który typowany był do walki nawet o mistrzostwo Anglii, znajduje się na samym dole tabeli i to dosłownie. Jak można wyrzucić w błoto 90 milionów euro, wiedzą tylko działacze Kogutów.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

Koguty latem wydały na nowych piłkarzy właśnie 90 milionów euro. Polskie kluby nie mają nawet 25 procent z kwoty, jaką przeznaczyli na nowych graczy włodarze Kogutów. Szastali pieniędzmi na lewo i prawo. Jednak po raz kolejny przyniosło to fatalny skutek. W ostatnich latach Tottenham wydał na transfery blisko pół miliarda złotych. Wszystko na nic. Koguty wygrały w tym czasie jedynie nielubiany Puchar Ligi.

Na początku poprzedniego sezonu Tottenhamowi również nie wiodło się tak, jakby sobie tego życzyli kibice, a przede wszystkim działacze. Wreszcie zwolniono Martina Jola. Zatrudniono Juande Ramosa, który z Sevillą dwukrotnie wygrał Puchar UEFA. Hiszpański klub grał ładną dla oka piłkę i te same wzorce Ramos miał przenieść na White Hart Lane. O tym jak bardzo zaufano jego umiejętnościom menedżerskim, świadczy roczna pensja Hiszpana, która oscyluje między sześcioma a siedmioma milionami funtów.

Po tym jak Ramos objął stery w Tottenhamie, klubowi nie szło zbyt dobrze. Hiszpan tłumaczył, że w kolejnym sezonie będzie lepiej. Wierzyli mu wszyscy. Latem dokonano sporych wzmocnień, ale i wielu zawodników pożegnało się z White Hart Lane. 90 milionów euro na nowych piłkarzy robiło wrażenie na ekspertach. Także nazwiska nowych zawodników mogły takowe zrobić: Luka Modric, David Bentley czy Roman Pawluczenko coś w światowej piłce znaczą.

Jednak od pierwszej kolejki Tottenhamowi nie szło. Porażka goniła porażkę i po siedmiu seriach spotkań okazało się, że klub nie ma na koncie ani jednego zwycięstwa. Dodatkowo zajmuje ostatnie miejsce w lidze, a do fazy grupowej Pucharu UEFA awansował po męczarniach z Wisłą Kraków. Kto zawinił? Niektórzy mają jasną odpowiedź: Juande Ramos. Jak mówi stare porzekadło: łatwiej zwolnić trenera niż jedenastu piłkarzy. Ale Ramos nie zamierza się poddawać. Sam broni nie złoży. Zwolnienie Hiszpana oznaczałoby dla klubu wielomilionowe odszkodowanie. Na razie nie ma odważnego, który podjąłby taką decyzję.

W zespole atmosfera też jest beznadziejna. Nowy piłkarz, Roman Pawluczenko nie rozumie decyzji Ramosa i pewnego razu wściekły ruszył do domu trenera, pytając go, dlaczego nie gra. Ramos oświadczył mu, że źle współpracuje z Darrenem Bentem i będzie grał tylko wtedy, gdy Bent będzie siedział na ławce. Innym przykładem złej atmosfery w szatni jest osoba Davida Bentley'a. Anglik głośno o tym nie mówi, ale jego zdaniem fakt, że nie dostał powołania do reprezentacji Anglii jest winą Ramosa. Według byłego zawodnika Blackburn Rovers, Hiszpan nie wystawia go do składu, a jeśli już to robi, to nie na takiej pozycji, na której Bentley chciałby grać.

Ramos ma coraz więcej wrogów na White Hart Lane. Śmieje się z niego prawie cała Anglia, ale kibicom Kogutów nie jest do śmiechu. Hiszpan sam nie zrezygnuje, a niektórzy już wierzą w najczarniejsze scenariusze. Ponad 30 lat temu Tottenham również miał bardzo dobry skład, również fatalnie zaczął nowe rozgrywki i skończyło się degradacją. Teraz nikt takiego rozwoju wypadków nie rozważa, prawie nikt: - Jesteśmy za silni, by spaść, by w ogóle myśleć o bronieniu się przed degradacją - uważa Didier Zokora, pomocnik Tottenhamu.

Kluczowym momentem takiego rozwoju wypadków mógł być nie fakt zatrudnienia Ramosa, ale zwolnienia Martina Jola. To właśnie pod wodzą tego szkoleniowca Tottenham o mały włos zagrałby w Lidze Mistrzów. Zajął piąte miejsce w Premier League, tracąc czwartą lokatę w ostatniej kolejce. Jola już na White Hart Lane nie ma, a jest Ramos. Jak długo wytrzymają jeszcze włodarze Tottenhamu?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×