Po raz pierwszy zespół z Małopolski od początku był ceniony bardzo wysoko. Czy to mu zaszkodziło? - Każdy piłkarz, chcąc osiągnąć sukces, sam sobie wytwarza presję. Dlatego nie uważam, byśmy wyczuwaliśmy jakieś niewyobrażalne ciśnienie z zewnątrz i nie tu szukałbym przyczyn słabych wyników w rundzie jesiennej - powiedział portalowi SportoweFakty.pl pomocnik Termaliki Bruk-Bet, Tomasz Foszmańczyk.
Po okresie niepowodzeń ekipa z Niecieczy wreszcie się przełamała i w piątek pokonała w Rybniku Energetyk ROW 3:2. - To dla nas bardzo pozytywny impuls. Zwycięstwo było wprawdzie dość szczęśliwe, ale uważam, że w pełni zasłużenie zainkasowaliśmy trzy punkty. Mam nadzieję, że w ostatnim tegorocznym pojedynku z Arką Gdynia pójdziemy za ciosem - dodał 27-latek.
Zespół z Niecieczy zajmuje dopiero 13. miejsce w tabeli i ma w dorobku tylko 20 punktów. Mimo to wśród piłkarzy wciąż tli się nadzieja na awans. - Tabela jest niesamowicie spłaszczona. Sądzę, że żadna z ekip nie straciła jeszcze szans na sukces i tak należy patrzeć również na Termalikę. Zresztą kilka zespołów - tak jak my - zaliczyło falstart, ale zdołały się pozbierać i w ostatnim czasie sporo nadrobiły. Chcemy pójść taką samą drogą. Jeśli zaczniemy seryjnie wygrywać, to wszystko może się jeszcze zdarzyć - oznajmił Foszmańczyk.
Po zwolnieniu Mirosława Jabłońskiego I-ligowca prowadzi Krzysztof Lipecki, który jeszcze niedawno sam biegał na boisku. Czy ten swoisty brak dystansu między szkoleniowcem a drużyną też miał wpływ na przełamanie w Rybniku? - Jeśli chodzi o mnie, to sprawa jest prosta. Nigdy razem nie graliśmy, dlatego Krzysztof Lipecki od początku był dla mnie trenerem, a nie kolegą. Na pewno natomiast łatwiejsza jest komunikacja w szatni. Szybkie znalezienie wspólnego języka było wręcz koniecznością, bo nie mieliśmy wiele czasu, a przełamanie było dla nas bardzo istotne. Jak na razie wszystko jest w porządku. W Rybniku wykonaliśmy pierwszy krok, w Gdyni trzeba zrobić drugi - zakończył były pomocnik Ruchu Radzionków i Warty Poznań.