Piotr Zarzycki: Stadion niezgody

Budowa nowego stadionu dla Legii, mimo iż jeszcze się nie rozpoczęła już ma swoich przeciwników. Co gorsze nie wszyscy z najbliższego otoczenia Legii są zadowoleni z obecnej formy budowy. A o modernizacji lub budowie nowego domu dla stołecznej drużyny mówi się już od prawie dwudziestu lat…

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsze wydawałoby się poważne plany sięgają jeszcze czasów wielkiej Legii z pierwszej połowy lat 90-tych. Drużyna ta, na czele z zawodnikami takimi jak: Wojciech Kowalczyk czy Leszek Pisz, rozgrywała mecze w Lidze Mistrzów, a także w innych europejskich pucharach. Ówczsny właściciel Legii Janusz Romanowski marzył więc o wspaniałym domu dla wspaniałej drużyny. W tym celu działała nawet jakaś agencja, której nazwę dziś nawet trudno przytoczyć. Pomysł jak szybko się pojawił, tak też upadł, a samego Romanowskiego - jednego z najbardziej znanych "dobrodziejów" polskiej piłki, niedługo potem już w Legii nie było.

Przez kolejne lata co jakiś czas padały obietnice i zapowiedzi z ust kolejnych władz stolicy. Pojawiały się nawet pomysły aby wybudować w Warszawie stadion narodowy, na którym Legia grałaby swoje ważniejsze mecze. Z resztą, ta koncepcja lansowana przez niektórych polityków była jeszcze niemal do ostatniej chwili przed zastwierdzniem obenej formy budowy, a więc osobnych stadionów narodowego oraz Legii. Nadzieje kibiców rozbudził również koncern Daewoo, który przez pewien czas był właścicielem Legii. Koreański inwestor szybko popadł w tarapaty finansowe i z klubu się wycofał, o stadionie już nie wspominając.

Pod koniec lipca 2002 roku nastąpił punkt zwrotny w calej sprawie. Miasto wykupiło za ok. 16 milionów złotych tereny należące do Agencji Mienia Wojskowego, na których od początku lat 20-tych minionego stulecia swoją siedzibę ma piłkarska Legia. Miała wówczas powstać spółka, która chciała wybudować ośrodek sportowo-rekreacyjny, którego centralnym punktem miałby być stadion. Skończyło się jak zawsze - terminy rozpoczęcia przetargów zmieniano w nieskończoność, a sprawa stała w miejscu.

W 2004 roku Legia była już własnością obecnego właściciela - grupy medialnej ITI. Głos w sprawie budowy stadionu zabierał już wówczas prezydent Warszawy Lech Kaczyński. "Dość gadania - budujemy" to chyba najpopularniejsze, niezrealizowane do dziś, hasło. Ówczesny prezydent mówił również, że ITI nie będzie miało żadnych przywilejów przy rozstrzyganiu przetargu, który miał się odbyć (wówczas istniala koncepcja, że stadion zostanie zmodernizowany z prywatnych funduszy, np. przez ITI).

Następnie pojawiła się opcja, że budowa będzie finansowana przez miasto. W zorganizowanej wówczas sondzie tylko 13% mieszkańców stolicy zgodziło się na taką możliwość. Jednak ta koncepcja zwyciężyła i dziś wiemy, że jeżeli nowy stadion powstanie to właśnie w taki sposób. Duży wpływ miało na to wiele pozytywnych działań i zabiegów ze strony kibiców i działaczy Legii. Wpierw prezes Piotr Zygo, a później Leszek Miklas za przykład podawali wiele miast, gdzie to z miejskich funduszy budowane są stadiony dla klubów piłkarskich, które później mają być "wizytówką" miasta.

Zmieniły się władze stolicy, a jednym z punktów programu wyborczego obecnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz była właśnie budowa stadionu dla Legii. Dziś jest najbliżej tej budowy. Właścieciele Legii jako swój wkład w budowę sfinansowali projekt stadionu. W ramach tego dostali możliwość wieloletniej dzierżawy obiektu na bardzo korzystnych warunkach. Umowa ta jednak została oprotestowana przez opozycję oraz...kibiców. Fani wciąż pozostają w konflikcie z działaczami. Prawdę mówiąc umowa ta nie była korzystna dla miasta, a podpisana została zaraz przed wyborami na prezydenta Warszawy. Podpisał ją ówczesny komisarz stolicy Kazimierz Marcinkiewicz i nie trudno domyślić się, że zyskanie sympatii ludzi związanych z Legią było elemntem kampanii wyborczej. Umowę więc zmieniono na bardziej korzystną dla miasta. Nie spodobało się to działaczom Legii, ale rozpoczęcie prac okazało się najważniejsze i przystano na gorsze warunki dzierżawy.

Na jednej z ostatnich sesji Rady Warszawy odbyło się głosowanie nad przyznaniem dodatkowych 100 milionów złotych na budowę obiektu. Wcześniej przyznano już 360 milionów, a najniższa oferta wyłoniona z przetargu opiewała na ok. 460 milionów. I właśnie na tej sesji doszło do wydaje się kuriozalnej sytuacji. To że politycy opozycji torpedują wszelkie pomysły obozu rządzącego już w Kraju nad Wisłą nikogo nie dziwi. Ale fakt, że wśród przeciwników budowy byli kibice już może szokować. Oczywiście należy wyjaśnić, że nie byli oni przeciwnikami stricte budowy, a "jedynie" jej obecnej formy. Według fanów na obecnym modelu budowy nie skorzystają warszawiacy czy miasto, a jedynie komercyjny koncern, właściciel Legii, ITI. Kibice pojawili się na sesji z transarentami "500 milionów dla Waltera, dla warszawiaków - nic" czy "Nie sponsorujcie milionerów z ITI". I tu pojawia się kolejne pytanie - czy to nie o taką decyzję, jaką podjęła Rada Warszawy głosując za przyznaniem brakujących funduszy, kibice walczyli od lat?

Również politykom przeznaczenie 460 milionów na budowę stadionu posłużyło za kolejną broń do politycznych gier. Opozycja wyraźnie krytykuje obóz rządzący, a oliwy do ognia dodaje jeszcze kontrowersyjna akcja policji podczas ostatnich derbów Warszawy. Przypomnijmy, że policja zatrzymała ponad 740 "groźnych chuliganów", z których ostatecznie w areszcie pozostało...0. Natychmiast pojawiły się głosy o tym, że cała akcja była wykonana na popis, a zaplanowana była znacznie wyżej niż na poziomie policjantów nią dowodzących. Opozycja podejrzewa obecny rząd o bliskie związki z kierownictwem spółki zarządzającej Legią. Według nich interwencja miała postawić w złym świetle skłóconych z zarządem kibiców. Tymi znajomościami tłumaczą również przyznanie ogromnej sumy na budowę obiektu, gdzie grać ma drużyna, która jest własnością prywatnej firmy.

Jedyną osobą z partii rządzącej, która na sesji Rady Warszawy zagłosowała przeciw budowie była Katarzyna Munio. Została za to skrytykowana przez władze partii. Swój sprzeciw motywowała faktem, że Platforma jako partia liberalna powinna przestrzegać zasad liberalności. Tymczasem dała 456-milionową dotację koncernowi wyłonionemu bez jakiegokolwiek konkursu. I tu trzeba przyznać jej rację, jednak widać, że budowa wywołuje już spory nawet wewnątrz jednej partii. Politycy opozycyjnych ugrupowań również kwestionują sposób przyznania funduszy i nie zamierzają pozostawić sprawy samej sobie.

Całą sprawą zainteresował się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wniosek w tej sprawie do urzędu zgłosiło PiS. Ma on sprawdzić czy miasto nie udzieliło ogromnej dotacji prywatnemu inwestorowi. Stadion co prawda ma być miejski, ale przed długi czas, podobnie jak klubem, będzie nim zarządzać prywatna firma. Jeżeli UOKiK dopatrzy się nieprawidłowości sprawą zajmie się Komisja Europejska. Unia Europejska zabrania dofinansowywania prywatnych spółek, czego obecnie dobrym przykładem są upadające polskie stocznie. W takim wypadku PiS zamierza wnioskować o unieważnienie uchwały, a jeśli to nie przyniesie skutku, będą interweniować w Brukseli.

Tak więc ogromne fundusze przyznane na stadion, kosztem innych inwestycji służą jako dobry sposób na polityczną walkę. Tylko gdzie w tym wszystkim dobro kibiców, którzy na stadion godny niemal dwumilionowego miasta czekaj już od wielu lat? Przecież jeszcze przed wyborami w Warszawie, wszystkie partie zgodnie mówiły, że stadion dla Legii powstać musi, a dziś inwestycję tą krytykują. Szumne zapowiedzi od dawna okazują się jedynie "kiełbasą wyborczą", a kolejne wladze bez końca przekładają terminy. Roztrzygnięcie przetargu nastąpi być może jeszcze w październiku, ale w obliczu powyższych protestów wydaje się to małoprawdopodobne. Nawet w najbardziej optymistycznej wersji, kibice na nowym stadionie mecz obejrzą po upływie ok. trzydziestu miesięcy od rozpoczęcia budowy. Jednak dziś chyba nawet najwięksi optymiści, w wybudowanie nowego obiektu nie uwierzą, dopóki na nim nie zasiądą...

Źródło artykułu: