Pod wodzą Stanislava Levego piłkarze Śląska Wrocław rozegrali już 45 meczów ligowych. Bilans zielono-biało-czerwonych nie jest imponujący - składa się na niego szesnaście zwycięstw, czternaście remisów i piętnaście porażek. W tych spotkaniach drużyna strzeliła 65 bramek, a straciła... 66. Jak na zespół, który ma walczyć o czołowe lokaty w T-Mobile Ekstraklasie, statystyki powalające nie są.
W ostatnim meczu wrocławianie przegrali w Krakowie z Wisłą 0:3. Biała Gwiazda była zdecydowanie lepsza i w pełni zasłużyła na zwycięstwo. - Wisła udowodniła, dlaczego w dotychczasowych meczach na własnym obiekcie straciła tylko jedną bramkę. My co prawda mieliśmy kilka dogodnych sytuacji, ale zabrakło nam nieco szczęścia i zimnej krwi. Zawiodło ustawienie, a Wisła przeprowadziła zabójcze kontrataki - wyjaśniał po spotkaniu opiekun zielono-biało-czerwonych.
Śląskowi po tym, jak udanie zainaugurował sezon w europejskich pucharach, teraz wiedzie się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Aktualni brązowi medaliści mistrzostw Polski na swoim koncie zgromadzili zaledwie 21 punktów i w tabeli plasują się na piątym od końca miejscu! Niebawem we Wrocławiu może się więc zacząć nerwówka, czy Śląsk zdoła awansować do czołowej ósemki ligi.
Na razie jednak przed WKS-em już w poniedziałek kolejny mecz ligowy. Przeciwnikiem Śląska będzie Pogoń Szczecin. - Do meczu z Pogonią mamy kilka dni i musimy w tym czasie skupić się przede wszystkim na grze obronnej. Mam tu na myśli nie tylko formację defensywną, ale całą drużynę. W poniedziałek na pewno zajdą zmiany w składzie - podkreślił Levy.