Trzeba w przyszłość patrzeć pozytywnie - rozmowa z Grzegorzem Sandomierskim, bramkarzem Dinama Zagrzeb

Nasz specjalny korespondent z Odessy rozmawiał z bramkarzem Dinama Zagrzeb, Grzegorzem Sandomierskim. Co ciekawe, były golkiper Jagiellonii Białystok nie wyklucza powrotu do polskiej ligi.

Jana Kustoł: W sezonie 2009/2010 kosztem Rafała Gikiewicza wywalczyłeś sobie miejsce w bramce Jagiellonii Białystok. Jak myślisz, czy teraz uda ci się trafić do pierwszego składu Dinama Zagrzeb?

- Szczerze mówiąc, ciężko jest powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Powiedzmy sobie, że miałem jakiś tam dobry początek tutaj. Gdzieś tam przyplątała się kontuzja, ale mam nadzieję, że z czasem to miejsce, o które walczę, będzie należało do mnie.

Czy myślisz o powrocie do ekstraklasy?

- Wiadomo, że lepsza jest jakaś opcja niż żadna, ale na razie nie ma jakiegoś tam rozmyślania. Skupiam się na tym co jest tutaj. Został jeszcze miesiąc, niecały miesiąc - bodajże trzy tygodnie do końca sezonu. Zobaczymy jak to wszystko się rozwinie.

Wiadomo już, że Dinamo Zagrzeb nie zagra wiosną w Lidze Europejskiej, ale został wam jeszcze jeden mecz. Co was motywuje do dalszej pracy?

- Przede wszystkim na pewno będziemy chcieli się pokazać swoim kibicom oraz godnie pożegnać się z Ligą Europejską, a także przede wszystkim dla nich odnieść zwycięstwo. Wiadomo, już nie mamy szans na awans. I tutaj dla nas będzie najważniejsze to, żeby z honorem pożegnać się z tymi rozgrywkami. Trzeba w przyszłość patrzeć pozytywnie.

Jak oceniasz spotkanie z Czornomorcem Odessa?

- Nie możemy być zadowoleni. Wiadomo, powrócił koszmar meczu pierwszego, w którym prowadziliśmy też 1:0 do przerwy i znowu przegraliśmy 1:2. Dwa stałe fragmenty gry, gdzie tak naprawdę drużyna przeciwna nie zagroziła nam zbyt mocno, a jednak straciliśmy dwie bramki. Na pewno to boli i trzeba będzie te błędy wyeliminować już w najbliższym czasie, bo czekają nas też trudne mecze w lidze i w Pucharze Chorwacji. Na pewno chcemy się poprawić.

Jak często wracasz do domu, do Polski?

- Rzadko, rzadko. Wracam teraz dopiero na święta, nie byłem już od paru miesięcy. Ciężko na pewno jest latać dosyć często, ale staram się w każdy wolny termin polecieć do domu. Na pewno jednak tego wolnego czasu nie ma za dużo.

Gdzie wolałbyś odpocząć? W Chorwacji, Polsce a może za granicą?

- Wiadomo, że jestem dużo poza domem, więc najlepiej mi się odpoczywa w domu, wśród swojej rodziny, wśród swoich przyjaciół i to jest dla mnie na pewno najlepszy odpoczynek.

W Jagiellonii Białystok miałeś passę bez straty gola trwającą 564 minuty. To wszytko w Polsce, bo w Dinamie już nie masz takich wyników. Co dla ciebie jest ważniejsze - osiągnięcia indywidualne, czy może sukces całej drużyny?

- Dla mnie najważniejsze jest dobro zespołu i to żeby drużyna wygrywała swoje kolejne mecze. Wiadomo, chciałbym grać, chciałbym być częścią tego zespołu i będę robił wszystko, żeby tak było.

Powiedziałeś że koncentrujesz się przed meczem słuchając muzyki. Czego słuchałeś jadąc na Ukrainę?

- Różnych, różnych utworów. Ostatnio słucham trochę też chorwackiej muzyki, która wpadła mi w ucho, a także polskich utworów, polskiego hip-hopu.

Kibicujesz jakiejś drużynie w Lidze Mistrzów?

- Teraz oglądałem mecz Szachtara Donieck z Realem Sociedad. Ja jestem po prostu jednak za dobrym futbolem i tego staram się trzymać. Wydaje mi się, że akurat to spotkanie było bardzo dobre, mogło się podobać wszystkim.

Kto jest twoim faworytem w tym sezonie Ligi Mistrzów?

- Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie będę oryginalny, jak powiem, że Barcelona czy Bayern Monachium. Liczę też po cichu na Atletico Madryt, który gdzieś tam może być też czarnym koniem. Ten zespół naprawdę dobrze zagrał w grupie i wydaje się, że może sprawić niespodziankę

Czy kibicujesz jeszcze Genk, który teraz zmierzył się Dynamem Kijów?

- Tak, wygrali 3:1. Staram się śledzić poczynania Genku. Dobrze sobie radzą w Lidze Europejskiej. Życzę im jak najlepiej i cały czas jestem związany z nimi kontraktem, więc ciągle staram się być na bieżąco z wynikami i ze wszystkim co tam się dzieje.

[b]Z Odessy dla portalu SportoweFakty.pl, Jana Kustoł

[/b]

Komentarze (0)