Gra w Turcji to nie wczasy - rozmowa z Marcinem Kusiem, piłkarzem Istambul BB

Po nieudanej przygodzie w angielskim Queens Park Rangers i rosyjskim Torpedo Moskwa Marcin Kuś zdecydował się na transfer z Korony Kielce to Istambułu. W stolicy Turcji gra w zespole IBB i razem z nim jak na razie tuła się po strefie spadkowej. Były reprezentant Polski zarzeka się jednak, że wyjazdu nie żałuje a gra w Istambule to jedynie odskocznia do znacznie lepszej drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Sebastian Staszewski: W Turcji grasz już niespełna trzy miesiące. Jak przebiega twoja przygoda nad Bosforem?

Marcin Kuś: Jak na razie można powiedzieć, że dość przeciętnie. Drużyna gra nie najlepiej i przegrywa większość spotkań, więc na pewno nie jest to powód do wielkiej radości. Moim osobistym powodem do zadowolenia jest to, że trener mi ufa i gram całe mecze. Od razu uprzedzę kolejne pytanie i powiem, że nie żałuję wyjazdu do Turcji. Wierzę, że razem z moją drużyną już niedługo poczujemy smak zwycięstwa i zaczniemy punktować.

Istambul BB to bardzo przeciętny zespół. W tym sezonie na sześć spotkań trzy zremisowaliście a trzy przegraliście. Chyba nie tego spodziewałeś się odchodząc z Korony Kielce?

- No na pewno nie, ale co ja poradzę? Jak mówiłem nie żałuję transferu. Żeby dostać się do mocniejszego klubu w Turcji najpierw trzeba pokazać się w słabszym. Ja jestem tutaj anonimowy i muszę robić wszystko, aby ktoś mnie zauważył. Wiadomo, że Polakowi ciężko dostać się do Fenerbahce, Galatasaray czy Trabzonsporu. Jest jednak kilka solidnych drużyn i warto pokazać się z dobrej strony.

Czyli zespół ze Stadionu Atakurk traktujesz jako odskocznię do większego zespołu?

- Mam nadzieję, że tak. Każdy piłkarz chce grać w jak najlepszym klubie i to dość logiczne. Jak zauważyłeś Istambul nie jest klubem czołówki, więc nie chciałbym grać tu do końca kariery. No, ale życie wszystko zweryfikuje.

Jak na razie jesteś podstawowym zawodnikiem drużyny trenera Abdullaha Avci. Czy twój obecny zespół można więc porównać do kieleckiej Korony?

- Pewnie trochę i tak i nie. Wychodzę w pierwszym składzie, gram regularnie. Myślę, że mecze wychodzą mi niezłe. Zresztą, drużynie też. W lidze mamy sporo sytuacji i naprawdę nie gramy źle, ale napastnicy jakoś nie mogą się w tą bramkę wcelować. Dlatego trochę dziwi mnie to przedostatnie miejsce w tabeli.

W lidze tureckiej dość dobrze radzili sobie Roman Dąbrowski czy Mirosław Szymkowiak. Słyszałeś jakieś opinie o polskich zawodnikach?

- W sztabie trenerskim jest jeden trener, jeszcze niedawno czynny zawodnik, który grał w Besiktasie z Romanem Dąbrowskim. Rozmawiałem z nim i trochę się orientuje w naszej piłce. Kojarzą naszego bramkarza Jarka Bakę, który grał również w Besiktasie, Romana Koseckiego, który był piłkarzem Galatasaray. Dobrze mówią o Szymkowiaku, który swego czasu był w Trabzonie gwiazdą największego formatu. Ogólnie o naszych piłkarzach mówi się w Turcji pozytywnie.

Sama liga jest pewnie dużo mocniejsza niż polska ekstraklasa?

- Ludzie mogą mieć różne zdania, ale moim zdaniem tak. W czołowych klubach są naprawdę świetni zawodnicy. Są też zespoły środka tabeli, które również mają swoje problemy, ale mają także wyrównane i mocne kadry. Wizualnie i na papierze ta liga turecka dość mocno bije naszą na głowę. Dla piłkarza Turcja to nie Riwiera i wczasy.

Lech, Legia bądź Wisła mogłyby powalczyć o pierwszą piątkę w tureckiej Super Lidze?

- Ciężko powiedzieć, bo tu jest zupełnie inny styl grania. Opiera się on głównie na przygotowaniu fizycznym. Biega się tu bardzo dużo. Ale i sama gra jest szybsza, mniej kontaktowa. Przez 90 minut zespoły grają bardzo mocnym tempem. Wysoki pressing to podstawa. Piłkarz ma naprawdę mało czasu, aby przyjąć i zastanowić się nad zagraniem. Zupełnie inaczej niż u nas w kraju.

Kiedy Mirosław Szymkowiak grał w Trabzonsporze narzekał, że azjatyckiej części Stambułu Europejczykowi nie sposób wytrzymać. Ty mieszkasz w części europejskiej. Życie w tym mieście jest wygodne?

- Nam się żyje bardzo dobrze. Trochę zdążyliśmy pozwiedzać. Tak jak w każdym mieście są ładniejsze miejsca, dzielnice bogatych i slumsy. Ogólnie jest dość fajnie. Z samym zamieszkaniem też nie ma problemów. Komfort jest dość duży.

A język turecki?

- Wiadomo, że jakieś pojedyncze, niezbędne słowa się umie. Do tego zwroty przydatne na boisku. No, ale nic poza tym. Turcy mają strasznie ciężki język. Rozpocząłem naukę i jakoś to pomału idzie.

Więc jak porozumiewasz się w obrębie zespołu?

- W sztabie szkoleniowym jest trener, który dobrze włada angielskim. W drużynie też część chłopaków mówi w tym języku. Mamy czterech Brazylijczyków, więc jest trochę hiszpańskiego. Ogólnie duża mieszanina, ale do komunikacji służy mi właśnie angielski.

Komentarze (0)