Wystąpił wówczas w meczu 32. kolejki I ligi z Sandecją Nowy Sącz, ale w dwóch kolejnych spotkaniach zabrakło go z powodu kontuzji mięśni brzucha. Obrońca rozpoczął z Cracovią okres przygotowawczy do nowego sezonu, ale od razu zaprzestał treningów, a 15 lipca przeszedł operację. Do treningu miał wrócić po sześciu tygodniach, lecz nieprawidłowo przeprowadzona rehabilitacja spowodowała, że gdy wznowił ćwiczenia, musiał do niej wrócić.
Pod koniec rundy jesiennej zaczął treningi z pełnymi obciążeniami, ale nie zdążył nadrobić zaległości na tyle, by już wtedy pojawić się na boisku. Teraz, po przepracowanym w całości okresie przygotowawczym, wywalczył miejsce w wyjściowym składzie Cracovii, zostawiając na ławce Marcina Kusia, a na trybuny wysyłając Marcela Wawrzynkiewicza.
Pewny w obronie i aktywny w ataku Nykiel był bodaj najjaśniejszą postacią Pasów w meczu z Zawiszą. - To marne pocieszenie, bo przegraliśmy. Nie patrzę na to pod tym kątem. Trener mi zaufał. Są inni zawodnicy na tę pozycję, więc trzeba wykorzystywać szansę, którą otrzymuję - mówi obrońca Cracovii.
Krakowianie przez 70 minut byli strona dominującą, a ich przewaga przekuła się w trzy dobre okazje bramkowe, z których obronną ręką wychodził bramkarz rywali Wojciech Kaczmarek.
- Po stracie bramki na 0:1 przestaliśmy realizować nasze założenia taktyczne. Wcześniej, w I połowie mieliśmy swoje sytuacje, które na poziomie ekstraklasy trzeba wykorzystywać. Przegraliśmy ważny mecz, bo Zawisza to sąsiad w tabeli. To boli, bo do 70. minuty kontrolowaliśmy spotkanie, a nie zdobyliśmy ani jednego punktu - mówi Nykiel i dodaje: - Bywały mecze w tamtej rundzie, że zespół się podnosił. Tak było w meczu z Ruchem, tak było w meczu derbowym i innych spotkaniach. Czasem zespół się podnosi, a czasem nie. Szkoda, bo ambicji nie można nam było odmówić, bardzo chcieliśmy się pokazać.