Wojciech Stawowy: Po stracie gola zeszliśmy do szatni

- Przegraliśmy bardzo istotny mecz, bo graliśmy z sąsiadem w tabeli, a do końca sezonu zasadniczego zostało tylko 8 kolejek - mówi po spotkaniu z Zawiszą Bydgoszcz trener Cracovii [tag=316]Wojciech Stawowy[/tag].

Zawisza wygrał w Krakowie, choć do 70. minuty był przy Kałuży 1 stroną zdominowaną. Bydgoszczanie objęli prowadzenie po dobrze rozegranym rzucie rożnym, który na gola zamienił Kamil Drygas, a potem dołożyli drugą bramkę, kiedy rzut karny na bramkę zamienił Bernardo Vasconcelos.

- Po pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że będziemy grali tylko do momentu utraty pierwszej bramki. Gdybyśmy wykorzystali dwie idealne sytuacje przed przerwą, to pewnie mecz wyglądałby inaczej, ale to gdybanie, a fakty są takie, że po stracie gola na 0:1 moja drużyna wyglądała, jakby już zeszła do szatni. Przestaliśmy grać swoją piłkę i wdarł się chaos. W przerwie w życiu bym nie przypuszczał, że będziemy grali tylko do pierwszej bramki - mówi Stawowy.

Kłopoty z grą Cracovii rozpoczęły się w momencie, gdy z boiska z kontuzją stawu skokowej zszedł kapitan Sławomir Szeliga. - Cała gra drużyny po stracie gola na 0:1 nie była taka, jak być powinna, więc tu nie chodziło tylko o zejście Szeligi. Graliśmy bez wiary w osiągnięcie dobrego wyniku. Nie powinniśmy tak reagować - strata gola to jeszcze nie koniec meczu - twierdzi Stawowy.

Dopiero w 87. minucie spotkania trener Pasów wpuścił na boisko Przemysława Kitę , o którym wydawało się, że wobec kontuzji Dawida Nowaka będzie otrzymywał więcej szans, tymczasem w roli napastnika Nowaka zastąpił Vladimir Boljević. - To kwestia dyspozycji piłkarzy. Władek dochodził do sytuacji, tylko nie zamienił ich na bramki. Teraz też mogę gdybać, że gdyby Przemek grał dłużej i miał takie sytuacje, to zamieniłby je na gole. Władek zagrał, bo aktualnie jest w lepszej dyspozycji od Przemka. Przemek z reguły wchodził w końcówkach - tłumaczy krakowski szkoleniowiec.

Komentarze (0)