Krótka historia Jakuba Wawrzyniaka

Kilka lat temu wydawało się, że Wawrzyniak będzie po prostu jednym z wielu obrońców grających na co dzień w niższych klasach rozgrywkowych. Wszystko rozpoczęło się od Sparty Złotów, ale jak sam przyznaje w życiu przeważnie miał pod górkę. Historię reprezentanta Polski opisuje Dziennik.

Michał Gąsior
Michał Gąsior

Właśnie w Złotowie Jakuba Wawrzyniaka dostrzegli trenerzy: Andrzej Dawidziuk i Bernard Szmyt. Przedstawiciele MSP Szamotuły zdecydowali się zabrać zawodnika na obóz w Niemczech.

Po kilku miesiącach spędzonych na wypożyczeniach, Wawrzyniak dostał wezwanie do odbycia służby wojskowej. - Surowy byłem, ale trenerzy Dawidziuk i Szmyt mieli cierpliwość. Wątpiłem jednak, czy dyrektor MSP - Zenon Jarzębski właściwie mną kieruje. Raz byłem wypożyczony do Sparty Oborniki, innym razem do Sparty Brodnica. Tam właśnie o mały włos dopadłoby mnie wojsko. Na początku pobytu w Szamotułach miałem otwarte złamanie nogi. Leczyłem je przez rok, ale pozostała paskudna blizna. Pokazałem ją lekarzowi. Powiedziałem, że przy zmianie pogody noga boli mnie jak cholera, że noszę specjalne wkładki. Lekarz spojrzał i wpisał mi do książeczki wojskowej kategorię D.

Szybko okazało się jednak, że to nie koniec kłopotów młodego obrońcy. Został wypożyczony do Błękitnych Stargard Szczeciński, ale tam dopadła go...bieda! - Obiecano mi złote góry, a przez pół roku gry w Błękitnych zarobiłem tysiąc osiemset złotych. Gdyby nie rodzice, pewnie padłbym z głodu. Często z kolegami z drużyny zrzucaliśmy się na śniadanie, czy kolację. Na szczęście byłem jeszcze kawalerem, więc i tak miałem znacznie lepiej niż zawodnicy, którzy przyjechali do Stargardu z rodzinami. Dobrze, że po pół roku klub splajtował - wspomina Kuba.

Od tego momentu można powiedzieć, że zaczyna się dobra passa Wawrzyniaka. - Po cichu marzyłem, że może los jeszcze sie odwróci. Rzeczywiście, Świt Nowy Dwór akurat organizował casting. Zgłosiłem się i po tygodniu treningów usłyszałem, że mam tam zostać.

Ze Świtu trafił do Widzewa Łódź, a tam dostrzegł go selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker. Kilka miesięcy później zainteresował sie nim dyrektor sportowy Legii, Mirosław Trzeciak. - W reprezentacji rozegrałem 13 meczów, ale tak naprawdę tylko dwa ważne: przeciw Chorwacji na Euro i z Czechami. W Austrii byłem jedynym lewym obrońcą w kadrze Leo. Wystąpiłem tylko w trzecim meczu, czyli można uznać, że byłem lewym obrońcą numer 3. Rozczarowanie, jakie przeżyłem w czerwcu, gnębiło mnie aż do meczu z Czechami - podsumował swoje występy z orłem na piersi.

We wspomnianym meczu z Czechami Kuba musiał opuścić boisko już w 43 minucie. Wydaje się, że Grzegorz Wojtkowiak, który zajął miejsce na boku obrony w meczu ze Słowacją, na dłużej nie zabierze miejsca Wawrzyniakowi. - Nie chciałem ryzykować, więc poprosiłem Leo o zmianę. Każdego dnia przez 2 godziny ćwiczyłem pod okiem rehabilitanta. Wystarczył tydzień, bym doszedł do siebie. Na szczęście tylko naciągnąłem mięsień dwugłowy. Teraz czuję sie już świetnie i w meczu przeciw Wiśle Kraków zagram od początku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×