Bramkarz Widzewa nie zawinił zarówno przy pierwszym, jak i przy drugim trafieniu podopiecznych trenera Mariusza Rumaka. Dodatkowo Patryk Wolański ustrzegł swoją drużynę przed stratą kolejnych goli. Jego postawa pomogła łodzianom zatrzymać punkt u siebie. Widzew wciąż jednak jest ostatni i traci do piętnastego w tabeli Podbeskidzia aż sześć punktów. - Myślę, że nie było mowy w ogóle o tym, że wejdziemy do pierwszej ósemki po tak słabej rundzie jesiennej. Naszym głównym celem jest utrzymanie się, bo każdy już Widzew spisał na spadek. Wierzymy w to, że pozostawimy ten klub w ekstraklasie, bo nie wyobrażam sobie jej braku w Łodzi - powiedział tuż po meczu podopieczny trenera Artura Skowronka.
Szkoleniowiec łodzian coraz chętniej stawia w defensywie na młodych zawodników. 22-letni Wolański wyparł z podstawowego składu doświadczonego Macieja Mielcarza a parę stoperów tworzą 19-letni Krystian Nowak oraz 21-letni Piotr Mroziński. Zdaniem bramkarza gospodarzy poniedziałkowego spotkania nie zawsze należy postrzegać to jako atut zespołu, zwłaszcza, gdy na drużynie ciąży presja wyników. - Dla młodych piłkarzy to nie jest komfort psychiczny, jak zamyka się tabelę i ma się w lidze łatkę chłopca do bicia. Łatwiej się gra, jak jest się wyżej. Można się wtedy skupić się na samej piłce - stwierdził golkiper Widzewa, który przyznał, że źródłem motywacji na mecz z Lechem było zdenerwowanie komentarzami w prasie na temat łódzkiego zespołu. - Czuliśmy złość, gdy czytaliśmy wywiady z Lecha przed meczem. Mieliśmy wrażenie, że rywale przyjechali po swoje i chcieli zbić nas na własnym boisku. Byliśmy przez to bardzo zmotywowani i zdenerwowani. Chcieliśmy wręcz tu wszystkich pogryźć, żeby wygrać. Troszeczkę utarliśmy nosa Lechowi. Bardziej jednak byłbym zadowolony z trzech punktów. Z drugiej strony oni też nie są szczęśliwi z tego remisu, zwłaszcza, że prowadzili 2:0 - dodał.
Piłkarze Widzewa nie składają broni i chcą pokazać wszystkim, którzy ich krytykują, że się mylą co do przyszłości czerwono-biało-czerwonych. Trener łodzian nie musi więc dodatkowo motywować zespołu. Podstawowy bramkarz Widzewa apelował o dostrzeganie nie tylko negatywnych aspektów gry drużyny z Piłsudskiego, ale także tych, które dają nadzieję na lepsze rezultaty. - Mamy już sami tyle słów i żalu do siebie o wszystko, że trener mógł tylko wejść do szatni i powiedzieć, co trzeba zmienić. Nie musiał nas motywować w konkretny sposób, bo sami to robimy we własnym gronie. Każdy ma charakter i chce wygrywać. Na razie wszyscy nas kopią, mówią o naszej słabej grze, wyzywają. Nikt nie potrafi nas pochwalić nas za coś dobrego. Dziś wyciągnęliśmy remis ze stanu 0:2. Zamiast wyzywania przydałyby się w takiej sytuacji słowa otuchy. To pomogłoby nam wszystkim. Nie gramy źle. Mamy po prostu pecha. A to karny, a to czerwona kartka, a to bramka w ostatnich minutach. Nie jest łatwo grać, będąc na ostatnim miejscu - tłumaczył Wolański.
Nie wszyscy zawodnicy, w których pokładano nadzieje przed startem ligi w bieżącym roku, zaprezentowali się z dobrej strony w poniedziałkowym spotkaniu. Już w przerwie meczu z boiska zszedł słabo spisujący się Mateusz Cetnarski. - Taka była decyzja trenera. Nie uważam, że Mateusz grał słabo. To po prostu zmiana, a trener liczył, że nowy zawodnik pomoże w inny sposób. Każdy robi co może - stwierdził piłkarz trenera Skowronka. Zgoła odmiennie w stosunku do byłego piłkarza Śląska Wrocław zaprezentował się Marcin Kaczmarek, notując bramkę na 1:2 oraz wspaniałą asystę przy golu Eduardsa Visnakovsa. Dodatkowo pomocnik Widzewa skutecznie walczył o piłkę na całej długości boiska, zostawiając na boisku sporo energii. - Mogę przed nim ściągnąć czapkę z głowy. Od razu po meczu podszedłem do niego i go uściskałem, bo to jest niesamowite ile serca oddaje on na boisku. Gdyby każdy tak biegał na boisku jak on, to nie bylibyśmy na ostatnim miejscu w lidze - zakończył bramkarz Widzewa.