Przypomnijmy: niedawno prezes PZPN Zbigniew Boniek oznajmił, iż arbitrzy powinni kończyć mecze niezwłocznie po upływie czasu doliczonego, a owa dyrektywa została wydana przed rundą wiosenną trwających rozgrywek. Tymczasem później ekspert Sławomir Stempniewski stwierdził, iż zalecenie to jest sprzeczne z ogólnymi przepisami UEFA.
- To bzdura, dlatego, że po pierwsze UEFA nie stanowi przepisów. Robi to International Football Association Board (Międzynarodowa Rada Piłkarska), w której cztery głosy ma FIFA, a pozostałe cztery są podzielone między federacje z Wysp Brytyjskich. Chcę też zaznaczyć, że zalecenia nie są po to, by być oryginalnym, lecz po to, by usprawnić sędziowanie. Pewne rzeczy są zapisane w przepisach w sposób ostry i nie dają pola manewru, inne pozwalają federacjom kontynentalnym (np. UEFA) lub związkom krajowym (np. PZPN) wydawać własne rekomendacje, co skwapliwie wykorzystaliśmy formułując zalecenia co do kończenia danej części gry. I w żadnym razie nie stoją one w sprzeczności z rekomendacjami UEFA - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Zbigniew Przesmycki.
Szef Kolegium Sędziów zaznaczył, że zalecenie, by nie przedłużać meczów ponad czas doliczony nie jest bezwzględne. - Przede wszystkim sędziowie pozwolą, mimo upływu czasu doliczonego, na wykonanie rzutu karnego. Nie przerwą oni także tak zwanej stuprocentowej akcji, którą przepisy nazywają realną szansą na zdobycie bramki. Przedłużą ponadto czas gry ponad doliczony jeżeli w doliczonym czasie też wystąpią nienaturalne przerwy, czyli na przykład zmiany, kontuzje. Kiedyś w Anglii sędziowie mieli dodatkowy zegarek, w którym liczyli długość takich przerw. Teraz chronometrem jest głowa, a nie zegarek.
Czy zatem Adam Lyczmański zachował się prawidłowo, pozwalając Lechowi Poznań na wykonanie rzutu wolnego w 96. minucie, mimo że wcześniej doliczył tylko 3? - Tak, ponieważ doliczenie czasu wynikało z nienaturalnej przerwy w grze w czasie doliczonym. To co robił Anton Sloboda, który kładł się i wstawał można nazwać kradzieżą czasu. To również jest nienaturalna przerwa w grze - dodał Przesmycki.
Czemu zatem służy nowe zalecenie, skoro wcześniej sędziowie też zazwyczaj kończyli zawody po upływie czasu doliczonego? Okazuje się, że różnica - choć dla niektórych subtelna - jednak jest. - Przed wydaniem tego zalecenia arbiter mógł kontynuować grę mimo upływu dodatkowych minut przy każdej dobrze zapowiadającej się akcji. Zezwalał on również na wykonanie rzutu wolnego w bezpośrednim sąsiedztwie pola karnego i rzutu rożnego, jeżeli zostały podyktowane tuż przed lub nawet po upływie doliczonego czasu - wyjaśnił. - Teraz sędzia zezwoli na wykonanie takiego rzutu wolnego lub rożnego, jeżeli uzna, że jest wystarczająco dużo czasu na jego wykonanie. I jeżeli tak uzna, to nie zakończy gry mimo upływu doliczonego czasu, kiedy na przykład zawodnik bierze rozbieg, aby wykonać rzut lub kiedy piłka leci w kierunku bramki.
Szef Kolegium Sędziów przytoczył na koniec zasadę zaokrąglania dodatkowego czasu. - Zasada jest taka, że jeśli w czasie doliczonym dojdzie np. do zmiany, to jeśli jej przeprowadzanie trwa 15, 20 czy 25 sekund, wówczas sędzia dolicza pół minuty. Jeśli zmiana trwa 45 sekund, wtedy należy doliczyć minutę. Podobnie trzeba postępować przy innych nienaturalnych przerwach.