Tego dnia frekwencja na Łazienkowskiej dopisała. Na meczu zjawiło się ponad dwustu dziennikarzy i fotoreporterów, co jest swoistym rekordem stadionu Legii. Zapotrzebowanie na akredytacje prasowe było niemal dwa razy wyższe, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło miejsc na skromnym sektorze prasowym warszawskiego stadionu. Również na trybunach pojawiło się o wiele więcej osób niż poprzednich spotkaniach. Na mecz pofatygowało się około 11 tysięcy kibiców, w tym grupa kibiców z Krakowa. Przed spotkaniem w specjalnie przygotowanych do tego puszkach zbierano pieniądze na drogą operację jednego z najmłodszych kibiców Legii. Mecz rozpoczął się z pięciominutowym opóźnieniem.
Pierwszy celny strzał już w trzeciej minucie oddali goście z Krakowa. Na swojej połowie piłkę stracił Jakub Wawrzyniak. Przechwyconą futbolówka trafiła do Mauro Cantoro. Ten natychmiast uderzył z 20 metrów. Strzał na raty obronił Jan Mucha.
Trener Jan Urban po raz pierwszy w tym sezonie w wyjściowym składzie wystawił dwóch napastników zmieniając system gry. Od pierwszej minuty zagrał zarówno Bartłomiej Grzelak jak i Takesure Chinyama. Zmiana ustawienia w przededniu meczu to ryzykowne posunięcie jak na mecz z najsilniejszym przeciwnikiem Legii w tej rundzie. W pierwszą akcję warszawskiego zespołu nie był zaangażowany żaden ze wspomnianej dwójki. Pierwszy, kompletnie nieudany strzał na bramkę, po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów oddał Miroslav Radovic. Chwilę później po kolejnym przechwycie Serb dośrodkowywał w pole karne, ale wprost w ręce Mariusza Pawełka.
W 15. minucie świetnym podanie ze swojej połowy popisał się Jakub Wawrzyniak. Reprezentacyjny obrońca zrehabilitował się tym za fatalny błąd z początku meczu. Zagrał długą piłkę do wychodzącego na dobrą pozycję Chinyamy. Ten przebiegł jeszcze kilka metrów, po czym mocno po ziemi uderzył minimalnie obok słupka. Od tej pory Legioniści wyraźnie przejęli inicjatywę. Chwilę później groźnie uderzał Roger, ale strzał został wybity na rzut rożny. Był to pierwszy żywszy fragment tego spotkania.
W 21. minucie przebudzili się zawodnicy "Białej Gwiazdy". Najpierw strzału próbował Radosław Sobolewski. To uderzenie zostało zablokowane, więc były reprezentant Polski natychmiast odegrał na lewą stronę do Marka Zieńczuka. Ten dośrodkował wprost na głowę Cantoro, ale kolejny strzał okazał się niecelnym. Kolejna groźna akcja krakowian to 27. minuta. Tym razem prawą stroną dwoma podaniami "z klepki" warszawską obronę ograli Wojciech Łobodziński do spółki z Marcinem Baszczyńskim. Ten ostatni zagrał na środek do Cantoro, ale kolejny strzał pomocnika Wisły nie sprawił większych problemów bramkarzowi gospodarzy.
Legia próbowała odpowiadać groźnymi akcjami, ale wpierw w sytuacji trzech na dwóch źle podał Grzelak, a odbitą piłkę nieudolnie próbował dośrodkowywać Radovic. Nieskuteczne ataki Legi coraz bardziej mobilizowały Wiślaków. W 34. minucie zobaczyliśmy pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Goście dobrze rozgrywali piłkę w środkowej strefie boiska. W końcu trafiła ona pod nogi Tomasa Jirsaka. Pomocnik Wisły kątem oka zauważył uciekającego za plecy obrońców Pawła Brożka. Momentalnie zagrał górną piłkę. Najlepszy napastnik polskiej Ekstraklasy nie zwykł marnować takich sytuacji i spokojnie skierował piłkę do siatki obok bezradnego Muchy.
Kibice zgromadzeni na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej nie zdążyli dobrze ochłonąć, a w 38. minucie doczekali się drugiej bramki. Tym razem piłka wpadła do drugiej siatki. Dobre podanie ze środka pola od Rogera przejął Grzelak. Długo przepychał się w polu karnym z Cleberem, po czym sprytnym strzałem pokonał Pawełka. Wracający po kontuzji napastnik Legii dostał w końcu szansę gry od pierwszej minuty i wyraźnie nie chciał jej zmarnować. 1:1 i zrobiło nam się widowisko godne rangi takich spotkań. Legia przejęła inicjatywę i w kolejnych minutach oddała kolejne kilka groźnych strzałów.
Niedługo później sędzia zakończył pierwszą połowę spotkania. Robert Małek w pierwszych trzech kwadransach nie pokazał żadnej żółtej kartki. Pierwsze trzydzieści minut można określić powiedzeniem "z dużej chmury mały deszcz". Ostatnie 15 minut to już prawdziwy klasyk i dobra gra obu zespołów. To zapowiadało ciekawą drugą część gry. Drugą połowę Legia rozpoczęła bez zmian. Natomiast na lewym skrzydle Wisły Zieńczuka zastąpił Junior Diaz.
Podobnie jak na początku meczu, pierwsza w drugiej połowie zaatakowała Wisła. Z prawej strony, w pole karne dośrodkowywał Łobodziński, ale za wysoko dośrodkowana piłka minęła wszystkich zawodników w polu karnym. Chwilę później dokładnie tako samo dośrodkowanie wykonał w szeregach Legii Wawrzyniak. W 51. minucie przed kolejną okazją stanął Paweł Brożek, ale tym razem lepszy okazał się Mucha.
Kolejne minuty to sporo walki w środku boiska i kilka chaotycznych akcji skrzydłami, zakończonymi złymi dośrodkowaniami. Częściej przy piłce pozostawała Legia, ale Wisła też próbowała atakować. Ataki te nie przynosiły skutku.
Mecz powoli usypiał i niespodziewanie drugą bramkę zdobyła Legia. Tym razem akcja środkiem pola przyniosła skutek. Piłkę między sobą rozegrali Grzelak, Tomasz Kiełbowicz i Wawrzyniak. W końcu z lewej strony pola karnego z piłką znalazł się Grzelak i tym razem świetnym podaniem obsłużył Chinyamę. Napastnik rodem z Zimbabwe nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem z 4 metrów Pawełka.
Jan Urban niedługo później ściągnął z boiska najlepszego tego dnia Grzelaka. Mecz nabrał szybszego tempa. Do odrabiania strat rzucili się podopieczni Macieja Skorży. Zaraz po stracie bramki oddali dwa groźne strzały, a 75. minucie bliski wyrównania był Brożek. Najskuteczniejszy piłkarz Wisły znów znalazł się w dogodnej sytuacji, ale tym razem gospodarzy uratował słupek. Dwie minuty wynik spotkania mógł podwyższyć Roger, ale jego strzał był zbyt lekki. Chwilę później groźną kontrę przeprowadzili ponownie warszawiacy, ale tym razem w akcji trzech na trzech źle podawał Chinyama.
W 80. minucie kolejna świetna akcja piłkarzy z Krakowa. Tym razem z lewej strony dośrodkowywał Piotr Brożek. Piłka dotarła idealnie na głowę Andrzeja Niedzielana. Świetny strzał rezerwowego napastnika Wisły, który w sobie tylko znany sposób końcem palców wybronił Jan Mucha. Bramkarz Legii w końcówce spotkania wyrósł na bohatera warszawskiego zespołu.
Do końca spotkania oba zespoły przeprowadziły jeszcze kilka kolejnych akcji. Sędzia doliczył do tego spotkania 3 minuty. W ostatniej minucie meczu losu spotkania mógł jeszcze odwrócić Brożek, ale jego strzał wolejem z 5 metrów niesamowicie obronił Mucha. Sędzia po tej akcji zakończył to ciekawe spotkanie.
Legia zagrała zmienionym systemem gry i to się jej opłaciło. Przed spotkaniem Maciej Skorża mówił, że szykuje na Legię specjalną taktykę. Jego zespół przygotowywał się do spotkania na krótkim zgrupowaniu, ale to wszystko nie przyniosło skutku. Wręcz przeciwnie - to Janowi Urbanowi udało się zaskoczyć przeciwnika, bo chyba nikt się nie spodziewał, że Legia zagra dwoma wysuniętymi napastnikami. Tymczasem współpraca Grzelaka i Chinyammy układała się znakomicie. Na szczególe słowa uznania zasługuje zwłaszcza, zazwyczaj krytykowany, Grzelak. Wśród piłkarzy Wisły, tradycyjnie można wyróżnić Pawła Brożka, choć jakby był bardziej precyzyjny w dwóch dobrych sytuacjach, Wisła wywiozłaby punkt z Łazienkowskiej. Patrząc obiektywnie, spotkanie mogło się podobać. Były momenty słabszej gry obu zespołów, ale były też momenty, które śmiało możemy pokazywać piłkarskiej Europie. Legia po tym meczu ma punkt przewagi nad Wisłą i śmiało można założyć, że czeka nas ciekawa dalsza część sezonu.
Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:1 (1:1)
0:1 - Paweł Brożek 34'
1:1 - Grzelak 38'
2:1 - Chinyama 67'
Składy:
Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Wawrzyniak, Radović, Rybus (64' Kiełbowicz), Iwański, Roger, Grzelak (72' Ekwueme), Chinyama (84' Arruabarrena).
Wisła Kraków: Pawełek - Baszczyński, Cleber, Głowacki, Piotr Brożek, Łobodziński (66' Małecki), Sobolewski, Cantoro, Zieńczuk (46' Diaz), Jirsak (72' Niedzielan), Paweł Brożek.
Żółte kartki: Chinyama, Roger (Legia) oraz Piotr Brożek, Cantoro, Niedzielan (Wisła).
Sędzia: Robert Małek (Zabrze).
Widzów: 11 000.