W sobotę "Teo" uniósł ręce w geście triumfu dopiero po czwartej stuprocentowej sytuacji. To już taka tradycja? - Oby tak do końca. Jeśli w każdym meczu będę strzelać jedną bramkę, to biorę to w ciemno. Gdybym ciągle roztrząsał niewykorzystane szanse, musiałbym w zasadzie nie wychodzić na boisko - przyznał z uśmiechem.
Gola na 2:0 Łukasz Teodorczyk strzelił na raty, w sporym zamieszaniu. - W pierwszej próbie uderzyłem głową, ale bramkarz obronił, więc natychmiast poszedłem do przodu i sam do końca nie wiem czym dobiłem. To jest tak naprawdę nieistotne, najważniejsze, że piłka wpadła do siatki.
Przez większą część rywalizacji lechici mieli wszystko pod kontrolą, ale po kontaktowym golu Patryka Tuszyńskiego przez chwilę drżeli o korzystny wynik. Czy bali się powtórki z Łodzi, gdzie roztrwonili prowadzenie 2:0? - Z pewnością zabrakło nam koncentracji i zdarzył się błąd. Najważniejsze jednak, że to 2:1 już się utrzymało. Nie chcę używać słowa "dowieźliśmy", bo to by było wyolbrzymienie. Lechia starała się wprawdzie atakować, zwłaszcza po przerwie, lecz w przekroju całego meczu uważam, że byliśmy lepsi i stworzyliśmy więcej sytuacji. Nasze zwycięstwo jest jak najbardziej zasłużone - dodał 22-latek.
Czego poznaniacy spodziewali się po zespole Michała Probierza? - Widać było, że gdańszczanie potrafią być groźni przy stałych fragmentach i chyba w tym - oczywiście poza kontrami - upatrywali swojej szansy - zakończył Teodorczyk.