Najbliżej zdobycia zwycięskiej bramki dla Śląska Wrocław był Dalibor Stevanović, który w końcówce regulaminowego czasu gry drugiej połowy trafił w słupek bramki Górnika Zabrze po strzale sprzed linii pola karnego. - Nie wiem co powiedzieć. Tyle już takich sytuacji mieliśmy, a piłka do siatki nie wpadała. To jest jakiś wielki niefart - przyznaje słoweński pomocnik wrocławskiej drużyny.
Podział punktów w meczu z zabrzanami do minimum ogranicza szanse WKS-u na awans do grupy mistrzowskiej. - Musimy usiąść i przeanalizować ten mecz. Sami nie wiemy co tak naprawdę się stało, że nie wyszło. Nasza gra wyglądała słabo zwłaszcza w drugiej połowie. Górnik przejmował piłkę po naszych błędach i wychodził z szybkimi kontrami - ocenia zawodnik Śląska.
Gdyby piłka wpadła do bramki po strzale Stevanovicia, to wrocławianie z pewnością cieszyliby się z trzech punktów. - Przyjąłem piłkę i skupiłem się na tym, żeby uderzyć mocno i celnie. Chciałem ją zmieścić przy słupku, bo uderzając na środek bramki ryzykowałem rykoszetem. Widziałem tę piłkę w bramce, ale... nie udało się - bezradnie rozkłada ręce 29-latek.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Po godzinie niezłej gry gospodarzy coraz odważniej do głosu dochodzili goście z Zabrza. - Ostatnie pół godziny było w naszym wykonaniu bardzo słabe. Spadło tempo gry i popełnialiśmy błędy przy najnormalniejszych podaniach. Nie umieliśmy utrzymać się przy piłce, a to nam dało sukces w pierwszej połowie. Zabrakło nam koncentracji i konsekwencji, w efekcie straciliśmy bramkę i dwa punkty - puentuje gracz z Alei Śląska.