Jeśli drużyna z Małopolski marzy o dalszej grze w tych rozgrywkach, musi pokonać kilka trudności. Pierwszą jest bez wątpienia dwubramkowa zaliczka Miedziowych. - Nie mamy już nic do stracenia. Po porażce 0:2 możemy już tylko coś zyskać. Musimy strzelić minimum dwie bramki, żeby o czymś pomyśleć. Nastawiamy się bojowo i do tego jesteśmy rozgoryczeni porażką z Górnikiem Łęczna, więc myślę, że wyjdzie z nas piłkarska złość. Strata bramki i zwycięstwa w ostatniej minucie jest dużym ciosem, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni - uważa Marcin Makuch.
Odrobienie strat może okazać się nie lada wyzwaniem, również dlatego, że Sandecja zagra mocno osłabiona. Za kartki pauzować będą Adam Mójta, Matej Nather i Łukasz Grzeszczyk. - Nie ma co ukrywać, że to ważne ogniwa. W takim przypadku niech pokażą się ci, którzy czekali na swoją szansę - komentuje doświadczony obrońca.
Jeśli brać za przykład pierwszy mecz ćwierćfinałowy, to bez wątpienia sporo problemów może sprawić David Abwo. Nigeryjczyk asystował przy golu Michala Papadopulosa i siał popłoch na skrzydle. Grający na lewej obronie Adam Mójta żartował po końcowym gwizdku, że w pogoni za tym zawodnikiem, przydałby się rower. - Dużo rozmawialiśmy na temat jego szybkości, ale nie można się skupiać na jednym zawodniku. Każdy inny gracz może strzelić bramkę. Jeśli będziemy grać zespołowo, to możemy się o coś postarać - kończy Makuch.