Sebastian Steblecki ruszył z liczbami, słyszy pochwały i... odbiera listy

- Jeśli dalej się będzie tak rozwijał, może zajść w piłce bardzo daleko - mówi o Sebastianie Stebleckim trener Cracovii [tag=316]Wojciech Stawowy[/tag].

Droga 22-letniego pomocnika do I drużyny to nie historia o zdolnym wychowanku, który bezproblemowo pokonuje kolejne szczeble w klubie i trafia do zespołu seniorów. Mało kto wie, ale w wieku 19 lat Steblecki, którego gra dziś podoba się samemu Zbigniewowi Bońkowi, był bardzo daleko od zawodowego uprawiania futbolu.

Jeszcze w juniorach starszych występowałem w drugiej drużynie i tak naprawdę nie grałem na tym najwyższym poziomie w Małopolsce. Byłem w hierarchii trzydziestym, czterdziestym juniorem... Trenowałem z boku i nie zanosiło się na to, żebym mógł myśleć chociaż o debiucie w ekstraklasie i zaistnieć w jakikolwiek sposób w profesjonalnej piłce - opowiada "Stebel".

Jego kariera nabrała tempa przez absolutny przypadek, gdy w sierpniu 2011 roku znalazł się na treningu I zespołu Cracovii, mając na koncie ledwie trzy występy w Młodej Ekstraklasie. Częściej pomagał kolegom w Biznes Lidze, niż grał w Cracovii o ligowe punkty w juniorach czy ME.

- Brakowało zawodnika do gierki na treningu, a że trener Szatałow nie za bardzo kojarzył zawodników z Młodej Ekstraklasy, kazał wskazać kogoś z linii pomocy drugiego zespołu, żeby przyszedł na tego ostatniego do treningu. Trening mi wyszedł i zostałem na dłużej - uśmiecha się.

Latem 2012 roku po przyjściu do Cracovii Wojciecha Stawowego Steblecki wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie Pasów, ale zaraz po rozpoczęciu sezonu 2012/2013 je stracił. Na 26 ligowych występów w poprzednich rozgrywkach, w wyjściowej "11" był tylko siedem razy, a w rundzie wiosennej tylko dwukrotnie. Po awansie do T-Mobile Ekstraklasy odzyskał plac i tym razem go nie oddał. Wystąpił w 23 meczach i za każdym razem grał od pierwszego gwizdka. Jesienią zadebiutował też w młodzieżowej reprezentacji Polski.

- Zrobił bardzo duży postęp. Zresztą wszyscy zrobili, bo nasza gra jesienią była lepsza niż w wielu spotkaniach wiosną w I lidze. Sebastian zrobił duży postęp, jest u
niego progres, jeśli chodzi o sprawy taktyczne. On naprawdę wnosi dużo dobrego do naszej gry - mówi trener Stawowy.

Zbierał pochlebne recenzje, ale zaczęto spoglądać w jego statystyki. W pierwszych 26 kolejkach nie zaliczył ani jednej asysty i nie zdobył ani jednego gola, choć koledzy strzelili dwie bramki, dobijając jego obronione przez golkiperów uderzenia i zanotował też sześć "asyst drugiego stopnia". Dopiero w ostatnim meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała zaliczył pierwszą bezpośrednią asystę, wykładając piłkę Giannisowi Papadopoulosowi.

- Sebastian w mojej ocenie od początku ma wysoką formę, choć faktycznie brakowało mu "liczb". To nie jest zawodnik, który ma dużo asyst i strzela bramki, ale na to, żeby ktoś inny miał asysty, a zespół zdobywał gole, też trzeba wykonywać inną pracę na boisku i on właśnie tę pracę wykonuje. Jest niekonwencjonalnym, świetnie zaangażowanym technicznie zawodnikiem. To nie
jest "messerschmitt", który na całym boisku będzie "wszędzie i nigdzie", robił wślizgi i kopał się z przeciwnikiem. On jest od kreowania gry - mówi Stawowy.

Steblecki wpadł w oko samemu Zbigniewowi Bońkowi, który wyłowił go z całego zastępu ligowców. Prezes PZPN zapytany o zawodnika T-Mobile Ekstraklasy, którego gra mu się podoba, wskazał właśnie na gracza Pasów.

- Szczerze mówiąc, to nie zaprzątam sobie tym głowy. To na pewno miłe wyróżnienie, jeśli taka persona wypowiada takie słowa, ale sama pochwała nic mi nie da i nie będę się tym mógł szczycić, jeśli nie będę się dalej rozwijał - zastrzega Steblecki.

Zobacz, co Zbigniew Boniek powiedział o Sebastianie Stebleckim w Lidze+ Extra:
[wrzuta=8pdhYDWDXFP,mmkk07]

- Każdy potrzebuje czasem pochwały, a nie tylko słyszeć krytykę. Sebastian jest młody i jego dopiero skóra dopiero twardnieje, ale nie jest jeszcze jak pancerz. Dobrze, że ktoś go chwali. I dobrze, że ktoś oprócz mnie, bo kiedy ja go chwalę, to on myśli, że go tylko pompuję - dodaje Stawowy.

Grubszy pancerz na pewno przydał się 22-latkowi, gdy w meczu ze Śląskiem Wrocław został wygwizdany przez część trybun, kiedy schodził z boiska. Po tym spotkaniu otrzymał jednak pełen otuchy, czterostronicowy list od kibica.

- To może być tylko mobilizujące, ale nie tak, że jeśli zdarzyła się taka sytuacja, to za wszelką cenę muszę tym ludziom coś udowodnić. To dla mnie lekcja piłkarskiego życia. "Wszystko, co się dzieje dookoła mnie, ma jakiś sens i swoją wartość" - tak po tym meczu ze Śląskiem napisał mi w liście jeden z kibiców. Z każdej sytuacji trzeba wyciągnąć wnioski - mówi spokojnie.

Wychowanek Pasów nie ukrywa, że prawie już dwuletnia współpraca ze Stawowym ukształtowała go piłkarsko: - U trenera Stawowego poszedłem do przodu w wielu aspektach. Zmieniłem swój pogląd na piłkę. Praca trenera Stawowego to bardzo złożona kwestia, ale najbardziej rzucają się w oczy sprawy taktyczne. Nikomu niczego nie ujmując, ale spośród tych trenerów, których miałem w Cracovii, to z trenerem Stawowym najwięcej pracujemy nad taktyką.

- Jeśli dalej się będzie tak rozwijał, może zajść w piłce bardzo daleko. Jest coraz bardziej odporny na krytykę, co też pokazuje, że staje się coraz dojrzalszym
zawodnikiem. Liczby? Musi szybciej podejmować decyzję w okolicach pola karnego rywali - chodzi o ostatnie podanie lub strzał z dystansu. Jeśli w tym zakresie okrzepnie, to przyjdą asysty i gole. Jak strzeli pierwszą bramkę, to kolejne będą tylko kwestią czasu, bo na treningach potrafi trafiać do siatki - zapewnia Stawowy.

Komentarze (0)