Podczas meczu w Gdańsku Piast Gliwice rozegrał dwie zupełnie inne połowy. Po 45 minutach nic nie wskazywało jednak na to, że podopiecznych Marcina Brosza już na początku drugiej będą czekały trzy ciosy. - Mieliśmy w pierwszej połowie swoje sytuacje i mogliśmy strzelić bramkę, ale się nie udało. W przerwie mówiliśmy sobie, aby zwracać szczególną uwagę na grę z tyłu, ale po trzech minutach straciliśmy gola. Później wydawało się, że wszystko układa się po naszej stronie. Piłkarz Lechii dostał czerwoną kartkę, ale grając w przewadze straciliśmy dwie bramki - powiedział Łukasz Hanzel.
Gliwiczanie zdecydowanie nie radzili sobie z kontratakami biało-zielonych. - Pierwsza bramka otworzyła ten mecz. My i tak musieliśmy iść do przodu. Gdy Lechia dostała czerwoną kartkę, poszliśmy jeszcze bardziej pod bramkę rywala. Trzeba było trochę to przeczekać. Do końca graliśmy o honor i w końcu zdobyliśmy bramkę - podsumował pomocnik Piasta.
Mimo zdobycia bramki w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry, ostatnią fazę meczu piłkarze z Górnego Śląska grali bez wiary w odwrócenie losów spotkania. - Staraliśmy się zmienić wynik, ale ciężko się gra gdy się traci trzy bramki i wszystko się sypie - przyznał Hanzel, który po 30. Kolejce będzie musiał grać w dolnej połówce tabeli. - Reorganizacja ligi jest tak stworzona, że wszystkie zespoły z dolnej strefy będą zagrożone spadkiem. Punkty dzielą się na połowę i wiedzieliśmy to od początku. Trzeba zakasać rękawy i walczyć - zakończył.