Wymęczony awans Legii - relacja z meczu Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok

Legia w obecności około dwóch tysięcy kibiców zmierzyła się w 1/8 Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok. Trenerzy obydwu zespołów dali odpocząć swoim najlepszym piłkarzom, a zawodnicy, którzy zagrali nie pokazali wielkiego futbolu.

Praktycznie cały pierwszy kwadrans obie drużyny przespały, nie stwarzając sobie dobrych sytuacji do zdobycia bramki. Legia próbowała atakować. Pierwszy akcja, która mogła zagrozić miała miejsce w 13. minucie. Środkową strefą boiska przedarł się Piotr Giza. Odegrał do wbiegającego lewą stroną Marcina Smolińskiego, ale ten oddał niecelny strzał.

W 22. minucie Legia miała kolejną dobrą okazję aby wyjść na prowadzenie. Tym razem środkiem pędził Smoliński. Rozegrał piłkę z Rogerem, który z lewej strony próbował dośrodkowywać do Arruabarreny. Odbita piłka, ostatecznie znów trafiła pod nogi Smolińskiego. Jego silny strzał z woleja został jednak zablokowany. Goście z Białegostoku od początku meczu bronili swojej bramki, nie wybierając się za bardzo pod bramkę Wojciecha Skaby.

Piłkarze „Jagi” pierwszą okazję stworzyli sobie dopiero w 36. minucie. Z prawej strony dośrodkowywał Michał Renusz. Piłka odbiła się od jednego z zawodników i trafiła przed pole karne. Tam strzału z dystansu próbował Mariusz Dzienis, ale uderzenie było wyjątkowo niecelne. Chwilę po tej akcji, gospodarze odpowiedzieli groźną kontrą. W pole karne wprost na głowę Smolińskiego dośrodkowywał „Arru”, ale bardzo lekki strzał pomocnika Wojskowych nie mógł zaskoczyć Rafała Gikiewicza. I tak pierwsza połowa dobiegła końca. Jeżeli miała być reklamą zachęcającą do przywrócenia Pucharowi Polski jego dawnego blasku, to swojej roli nie spełniła.

Druga połowa zaczęła się od ataku Legii. Z pierwszej piłki akcję między sobą rozegrali Giza i Piotr Rocki. Giza wypuścił podaniem na czysta pozycję „Arru”, ale jego strzał wołał o pomstę do nieba. Chwilę później kolejny strzał oddał Rocki. W polu karnym minął dwóch rywali i mocno uderzył po ziemi, ale piłka znów przeleciała obok słupka.

Następnie przez dłuższy czas na boisku nie działo się dosłownie nic. Sporo niecelnych podań, kilka niecelnych strzałów i parę rzutów rożnych nie wnoszących nic do przebiegu spotkania. Kibice z nudów zaczęli…gwizdać. I tak przez ponad dwadzieścia minut. Jan Urban próbując ratować sytuację, wpuszcza na bosiko Macieja Rybusa, oraz bohatera meczu z Wisłą Bartłomieja Grzelaka.

Pod koniec regulaminowego czasu gry sytuacja nie uległa zmianie. Oba zespoły od ponad dwudziestu pięciu minut nie oddały strzału. Było za to sporo fauli, podań do przeciwnika i dośrodkowań wychodzących na aut po przeciwległej stronie boiska. Na kolejne uderzenie kibice musieli czekać do 86. minuty. Bardzo niecelny strzał z około trzydziestu metrów oddał Roger. Ponieważ w tej fazie rozgrywek o awansie decyduje jeden mecz, a dziewięćdziesiąt minut nie przyniosło rozwiązania, sędzia zarządził dogrywkę.

W pierwszej połowie dogrywki optyczną przewagę stworzyła sobie drużyna gospodarzy. Parokrotnie dobrze środkiem przedzierał się Roger. Reprezentant Polski szukał gry, jednak niewiele z tego wyniknęło. Legia stwarzała okazję po rzutach rożnych, ale po rozegraniu takich stałych fragmentów nawet nie udawało się oddać strzałów.

Druga połowa doliczonego czasu zaczęła się od agresywnego ataku na nogi Bartłomieja Grzelaka. Napastnik stołecznej jedenastki przez dłuższą chwilę leżał na boisku, ale ostatecznie wstał o własnych siłach i grał dalej.

W 108. minucie spotkania w końcu zobaczyliśmy groźniejszą sytuację. Legia stworzyła ładną kombinacyjną akcję. W polu karnym znalazł się Roger. Jego strzał został zablokowany, a piłka trafiła wprost pod nogi Rybusa. Młody skrzydłowy Legii uderzył bardzo mocno, ale z odległości sześciu metrów nie był w stanie trafić w światło bramki. Jeszcze w 119. minucie szczęścia próbował Grzelak, ale z tego również nic nie wyszło, więc kibice zgromadzeni przy Łazienkowskiej doczekali się rzutów karnych.

Zawodnicy obu drużyn wyjątkowo skutecznie wykonywali karne. W serii jedenastek jako pierwszy nie trafił zawodnik Jagiellonii Tomasz Pesir. Było to już w ósmej serii, a więc oznaczało to koniec spotkania Legia wygrała po rzutach karnych, ale chyba nawet najstarsi bywalcy stadionu Legii nie pamiętają tak nudnych 120 minut spędzonych na tym obiekcie.

Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 0:0, k. 8:7

Rzuty karne:

1:0 - Maciej Iwański

1:1 - Hermes

2:1 - Roger

2:2 - Hermes

3:2 - Kiełbowicz

3:3 - Łatka

4:3 - Choto

4:4 - Cionek

5:4 - Grzelak

5:5 - Pacan

6:5 - Rybus

6:6 - Norambuena

7:6 - Rzeźniczak

7:7 - Dzienis

8:7 - Smoliński

Żółte kartki: Choto (Legia), Everton, Cionek (Jagiellonia)

Składy:

Legia Warszawa: Skaba - Kiełbowicz, Astiz, Choto, Rzeźniczak, Smoliński, Roger, Ekwueme (Iwański 75’), Giza, Rocki (Rybus 68’), Arruabarrena (Grzelak 68’)

Jagiellonia Białystok: Gikiewicz - Łatka, Pacan, Cionek, Dzienis, Renusz (Hermes 72’), Everton, Kojasevic (Fidziukiewicz 106’), Norambuena, Falkowski (Niedziela 97’), Pesir

Sędzia: Jarosław Żyro (Bydgoszcz)

Widzów: 1500

Komentarze (0)