"Misiek" jako jedyny bramkarz w tym sezonie może poszczycić się ponad 80-procentową skutecznością w interwencjach na linii i dwucyfrową liczbą czystych kont (14), ale nie można powiedzieć, by w ostatnich meczach sezonu zasadniczego pomógł drużynie Franciszka Smudy.
Chodzi głównie o spotkania z Zagłębiem Lubin (1:3) i Podbeskidziem Bielsko-Biała (0:1). W Lubinie najpierw przy stanie 1:0 źle ustawił mur i dał się zaskoczyć Manuelowi Curto bezpośrednio z rzutu wolnego, a już przy stanie 1:2 nie trafił w podaną przez Michała Nalepę piłkę i ta wtoczyła się do wiślackiej bramki.
Z kolei w kończącym sezon zasadniczy meczu z Góralami już w 11. sekundzie gry wyjmował futbolówkę ze swojej siatki po tym, jak ta wpadła do niej po odbiciu się od poprzeczki, a następnie od jego pleców...
- Szczęście mnie opuściło w tych ostatnich meczach. Jak nie sam o to zadbam, jak w Lubinie, to nawet jak chcę pomóc drużynie, to wyszedł taki niefart, że sam sobie strzeliłem gola - mówi Miśkiewicz i dodaje - To jest niesamowite, że wychodzisz w pełni zmotywowany, chcesz pomóc drużynie i przerwać złą passę, a tu mecz się jeszcze dobrze nie zaczął i dostajesz kuriozalną bramkę. Nie jest łatwo później grać.
- Nerwowo było cały czas, na przykład w tej sytuacji, gdy dostałem żółtą kartkę. Głupio się zachowałem, nie powinienem tak zrobić, bo to nie pomaga drużynie (Miśkiewicz wdał się w przepychankę z Tomaszem Górkiewiczem - przyp. red.). Byłem już tak zagotowany w sobie... Naprawdę chcę wyjść z tego dołka, a tu w pierwszych sekundach dostaję cios. Cieszę się jedynie, że później nie przydarzył mi się żaden klops i cały czas była szansa na wyrównanie. Niestety, nie udało się - kręci głową bramkarz Wisły.
Porażką z Podbeskidziem krakowianie wyrównali niechlubny rekord klubu pod względem kolejnych ligowych porażek. - Na jesieni tak fajnie zapisaliśmy się w historii, to teraz zapisujemy się w niej niechlubnie - mówi Miśkiewicz, przypominając o rekordzie 8 kolejnych ligowych zwycięstw u siebie bez straty gola. - Mamy dwa tygodnie, żeby ogarnąć sytuację i coś jeszcze zrobić w tych pozostałych siedmiu meczach - kończy golkiper Białej Gwiazdy.