Szymon Mierzyński: Nowy prezes - stary układ

W czwartkowe popołudnie niemal cała Polska spoglądała na warszawski hotel Sheraton, w którym ważyły się losy obsady stanowiska prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wreszcie po kilku godzinach debat i długim liczeniu głosów, komisja oznajmiła, że wygrał Grzegorz Lato. Co to oznacza? Nic. Cyrk funkcjonuje dalej. Zmieniła się tylko jego twarz.

W tym artykule dowiesz się o:

Już na kilka godzin przed wyborami w kuluarach dało się słyszeć, że głosowanie będzie formalnością, a Grzegorz Lato może być pewny elekcji. Jako pierwszy dość tej farsy miał Tomasz Jagodziński, który "nakrył" swoich kontrkandydatów podczas rozmowy w jednej z sal. We wszystkim uczestniczył Grigorij Surkis, który miał rzekomo dać do zrozumienia nieproszonemu gościowi, że jego obecność przy "dzieleniu głosów" nie jest mile widziana.

Surkis poważniej zasłynął jednak czymś zupełnie innym. Jeszcze przed głosowaniem zafundował obserwatorom szokujące wystąpienie, w którym zasugerował Zdzisławowi Kręcinie rezygnację z ubiegania się o fotel prezesa, namaszczając jednocześnie Zbigniewa Bońka. A że delegaci swoją dumę mają i w kaszę sobie dmuchać nie dadzą, ukraiński baron zrobił "Zibiemu" krecią robotę i skończyło się tym, że były znakomity piłkarz przegrał z kretesem, uzyskując zaledwie 19 spośród 113 głosów. Dla porównania, Kręcina, który usłyszał niedawno zarzuty niegospodarności, cieszył się niemal dwukrotnie wyższym poparciem.

Wszystkich przebił jednak Lato, który wbrew oczekiwaniom triumfował już po pierwszej turze. Radości nowego prezesa nie było końca. Człowiek, który jeszcze niedawno zasłynął znikomą aktywnością w senacie, teraz sypał obietnicami. Szkoda tylko, że nawet swój program wyborczy czytał z kartki. Jak zauważył uszczypliwie Jan Tomaszewski, przygotowanie tej wypowiedzi zajęło Lacie pewnie cztery lata, czyli cały okres, przez który "działał" w PZPN, choć nic nie było o nim słychać.

Tuż po swoim zwycięstwie król strzelców MŚ 1974 zaapelował o wstrzymanie się z krytyką i danie mu szansy na pokazanie swoich możliwości. Okres ochronny Lato zapewne otrzyma, jednak próżno szukać w środowisku piłkarskim kogokolwiek, kto wierzyłby, że w PZPN zajdą oczekiwane reformy.

Optymizmem nie powiało również po tym, jak przedstawiono nazwiska kandydatów na zastępców nowo wybranego szefa. Dopływu świeżej krwi nie będzie. Rudolf Bugdoł czy Antoni Piechniczek należą do starej gwardii, a średnia wieku tego zacnego towarzystwa tylko potwierdza tezę, że czwartkowe wybory pełniły funkcję wyłącznie fasadową.

I na koniec jeszcze jedna refleksja. Podliczenie 113 głosów delegatów zajęło niemal dwie godziny. Ciekawe ile będziemy czekać na gruntowne zmiany w polskiej piłce...

Komentarze (0)