Jan Urban przed tym spotkaniem zapowiadał pełną mobilizację. - Nie walczymy o ligowe punkty, ale podchodzę do tego meczu bardzo poważnie. Uważam, że tym rozgrywkom należy się odpowiedni szacunek - mówił przed meczem. Kiedy szkoleniowiec Legii podawał skład na to spotkanie wydawało się, że Legia zagra w mocnym składzie i bez problemu pokona gości z Białegostoku. Trener Jagiellonii Michał Probierz zabrał raczej rezerwowy skład. Już przed meczem nie ukrywał, że dla niego ważniejsze jest ligowe spotkanie z Cracovią niż walka w Pucharze Polski, co potwierdził po meczu. - W tym spotkaniu nie zagraliśmy najmocniejszym składem. Robiłem zmiany, ponieważ nie chciałem żeby wszyscy grali 120 minut. W weekend mamy bardzo ważny mecz z Cracovią, na którym mi zależy - mówił po meczu.
W efekcie tych działań wszyscy oglądający ten mecz zobaczyli spotkanie, w którym przez około 30 minut żadna z drużyn nie potrafiła oddać strzału. I dopiero po 120 minutach i 16 rzutach karnych poznaliśmy ćwierćfinalistę wyłonionego z tej pary. Był to najsłabszy mecz Legii w tej rundzie. Jagiellonia z kolei zagrała bardzo ambitnie, a młodzi zawodnicy pokazali, że zasługują na prawdziwą szansę. - Pocieszające jest to, że był to ósmy mecz z rzędu, w którym nie przegraliśmy w regulaminowym czasie gry. A także to, że z dobrej strony pokazali się młodzi chłopcy. Na pewno w kolejnych meczach dostaną szansę na grę - zapowiedział po meczu szkoleniowiec gości.
W szeregach Legii znów beznadziejnie spisał się Arruabarrena i chyba można już powiedzieć, że jest największą "hiszpańską pomyłką" trenera Urbana i dyrektora sportowego Mirosława Trzeciaka. Kilka swoich szans miał Marcin Smoliński, ale również ich nie wykorzystał. Najlepszą okazję zmarnował wprowadzony w trakcie gry Maciej Rybus, ale była to jedyna dogodna sytuacja na cały mecz. Być może piłkarze Legii zlekceważyli przeciwnika, ale w wypowiedziach po meczu temu zaprzeczali. Nie zmienia to faktu, że mecz ten był wyjątkowo nudny. Prawdziwe emocje zaczęły się dopiero podczas serii jedenastek. Dobre i tyle, ale jak na 1/8 pucharu, któremu chce się przywrócić blask to niewiele.
Puchar Polski w poprzedniej edycji zyskał silnego sponsora. Powrócono również do rozgrywania jednego meczu finałowego na neutralnym boisku, co jest strzałem w przysłowiową "dziesiątkę" w wykonaniu organizatorów. Jeżeli w przyszłości uda się jeszcze zorganizować takie finały na stadionie o pojemności większej niż 6 tysięcy miejsc - jak w minionym roku - to na pewno gra finałowa będzie łakomym kąskiem dla widzów. Co prawda część drużyn rozgrywa już swoje mecze w najsilniejszych ustawieniach, ale część ciągle rozgrywki Pucharu Polski traktuje poważnie dopiero od ćwierćfinałów. Przed nami właśnie ta faza rozgrywek i miejmy nadzieję, że mecze te przyniosą mnóstwo emocji, przywrócą temu pucharowi należyty mu szacunek, a wejściówek na trybuny będzie brakować jak za dawnych lat.