- Frekwencja w "ogródku" dopisała, co pokazuje, że kibice są spragnieni pojedynków derbowych. Szkoda, że nie dochodzi do takich spotkań częściej, i że nie toczą się one o stawkę. Wtedy można byłoby organizować je na stadionie przy ul. Bułgarskiej w obecności kilkunastotysięcznej publiczności - powiedział Piotr Reiss.
Zdaniem byłego napastnika obu poznańskich klubów sobotnia potyczka niesie ze sobą same pozytywy. - Cieszę się, że żaden z zawodników nie odniósł kontuzji. To było bardzo ważne. Jeśli chodzi o Lecha, to mógł podtrzymać rytm meczowy, strzelił kilka goli. Poza tym szansę dostało kilku piłkarzy z rezerw, a to też ma spore znaczenie.
Komu to spotkanie bardziej się przydało? - Tak naprawdę każdemu. Kolejorz chciał zachować mikrocykl. Warta natomiast wreszcie mogła zagrać w potyczce derbowej. To nie jest wydarzenie częste, bo ja występując w zielonych barwach przez trzy lata nigdy nie miałem takiej okazji. Podobne konfrontacje zawsze mają dużą wartość marketingową - zaznaczył Reiss.
- Nie zapominajmy ponadto, że na stadion przy Drodze Dębińskiej przyszło niemal dwa tysiące osób. Widzimy więc, że zainteresowanie futbolem w Poznaniu jest spore - dodał.
Czy "Reksio" nie żałuje, że sam już nie może brać udziału w takich starciach? - Zawsze gdy oglądam mecze, to mam takie myśli. Chciałoby się wrócić na boisko, ale niestety metryki nie da się oszukać. Dziś mój organizm nie nadaje się już do tego, by długo grać w piłkę, co nie zmienia oczywiście faktu, że tęsknię za zieloną murawą - zakończył Reiss.