Gikiewicz: Nie mieliśmy pretensji o niestrzelony rzut karny

Piłkarze Jagiellonii rozgrywki Pucharu Polski zakończyli na 1/8 finału, przegrywając po rzutach karnych (7:8) z obrońcą tytułu - Legią Warszawa. W takich sytuacjach bohaterami spotkań zostają zwykle bramkarze, tym razem jednak żaden z nich nie wybronił jedenastki.

Bliższy tego był zdecydowanie bramkarz żółto-czerwonych, 21-letni Rafał Gikiewicz, który w szóstej serii jedenastek, po strzale Macieja Rybusa miał już piłkę na rękach, jednak ta ostatecznie znalazła drogę do bramki: - Gdy po 120 minutach nic nie wpadło, miałem nadzieję, że coś wyłapię w karnych i będę cichym bohaterem. Niestety nie udało się. Miałem już piłkę na rękach po strzale Maćka Rybusa. Będąc w Legii na testach, kilkakrotnie strzelali mi rzuty karne i starałem się przypomnieć sobie, jak kto strzela. Byłem w stu procentach pewien, że Maciek strzeli w lewy róg. Piłka poszła po rękach i w pierwszej chwili myślałem nawet, że przeszła nad poprzeczką. Niestety tak się nie stało. Zabrakło trochę szczęścia - opisuje sytuację młody golkiper, który przyznaje, ze po 120 minutach walki pozostał lekki niedosyt. - Szkoda, że po 120 minutach przegrywamy po rzutach karnych, które są loterią. Ktoś musi nie strzelić, żeby ktoś inny wygrał. Przegraliśmy - trudno. Taki jest sport i nie ma się co załamywać. Głowa do góry.

Pomimo fatalnie wykonanego rzutu karnego przez Tomáša Pešíra w szatni nikt nie miał pretensji do czeskiego napastnika. - Nic się nie stało, chłopcy go podbudowują. To jest tylko sport. Na pewno fajnie jest wygrywać, a zwłaszcza na Łazienkowskiej, tym bardziej, że Jagiellonia nigdy tu nie wygrała. Uważam, że cały zespół zagrał dobre spotkanie, zabrakło nam jedynie "kropki nad i" w rzutach karnych - zakończył Gikiewicz.

Komentarze (0)