W styczniu 2005 roku wraz z Cracovią uczestniczył w pielgrzymce do Watykanu i audiencji u Ojca Świętego, więc otrzymał od klubu zaproszenie na wtorkowy mecz "Ojciec Święty i Jego Cracovia". Aktualny zespół Pasów pokonał drużynę złożoną z zawodników grających w krakowskim klubie w 2005 roku 3:1. Na stadionie przy Kałuży 1 zjawiło się ponad 2500 fanów, a dochód ze spotkania został przekazany na rzecz Małopolskiego Hospicjum dla dzieci.
- Kibice mieli frajdę, ale my sami mieliśmy nie mniejszą. Mogliśmy się spotkać po wielu latach - ja przecież odszedłem z Cracovii w 2005 roku. Na boisku przypomniało mi się, jaki mieliśmy zespół, jak koledzy grali i powiem szczerze, że nawyki, technika, ruchy były takie same, choć niektórym przybyło parę kilogramów. Byłem pełen podziwu. Staram się być w formie, ale tu byli koledzy, którzy ciągle są czynnymi piłkarzami i powiem szczerze, że niektórzy ciągle dobrze grają - mówi Węgrzyn.
"Kazek" gościł u Jana Pawła II dwukrotnie: najpierw z Wisłą, a później z Cracovią. - To było wspaniałe przeżycie, do którego dzięki temu meczowi przybliżyliśmy się dosłownie na metr. Przed spotkaniem na telebimach wyświetlane były materiały z tamtej pielgrzymki - łezka w oku się zakręciła - opowiada i dodaje: - Każde spotkanie z Papieżem jest wyjątkowe. Z Cracovią byliśmy w Watykanie już w ostatnich chwilach jego życia, ale wykonał jasny gest, że jest sympatykiem Pasów. Z Wisłą byłem trochę wcześniej, kiedy Papież był w lepszej formie.
Czy zdaniem Węgrzyna Cracovia zasłużyła na to, by znaleźć się po sezonie zasadniczym w grupie mistrzowskiej, czy miejsce w stawce drużyn walczących o utrzymanie jest sprawiedliwym rozstrzygnięciem?
- Kilka zespołów pluje sobie w brodę, że nie ma ich w "8". Cracovia grała dobrą piłkę i gdyby znalazła się w pierwszej "8", to nikt nie mógłby powiedzieć, że stało się to niezasłużenie. Grałem kiedyś w drugiej "8" i wiem, co to znaczy - to jest duży stres i w każdym meczu trzeba walczyć jak o życie - mówi były reprezentant Polski.