Miłe złego początki
Pierwsze mecze aktualnego sezonu rozbudziły nadzieje fanów ze Stalowej Woli. Gra Stalowców była doskonałym przykładem na to, jak można przyciągnąć kibiców na stadion. Frekwencja na obiekcie przy ulicy Hutniczej zaczęła rosnąć. Kibice pojawiali się ubrani w barwy zespołu, posiadali ze sobą szaliki. Doping był kulturalny i żywiołowy. Wydawało się, że piłka nożna w Stalowej Woli odżywa i w końcu mocno stanie na dwóch nogach. Dodatkowo znacznie wzrosła frekwencja w meczach wyjazdowych. Dla dużej liczby ludzi podróżowanie za Stalówką stało się czymś niezwykłym. W sercach tych właśnie ludzi na długo pozostaną chwile przeżyte podczas spotkania z Koroną Kielce.
Dlaczego tak się działo? Skąd ten "boom" na piłkę nożną w Stalowej Woli? Pierwszy mecz w sezonie zielono czarni wygrali z Odrą Opole. Zwycięstwo przyszło z trudem, ale liczył się dobry początek. W następnym spotkaniu podopieczni Władysława Łacha ponieśli porażkę. Lepsza od Stalowców okazała Warta Poznań. Nie podłamało to jednak kibiców, gdyż na mecz w następnej kolejce fani czekali od dawna. Do miasta jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze przyjechał lubelski Motor. Relacje kibiców jednej i drugiej drużyny nie są najlepsze, a zwycięstwo nad lublinianami dla mieszkańców Stalowej Woli znaczy bardzo wiele. Po bardzo emocjonującym spotkaniu gospodarze pokonali zespół ze stolicy Lubelszczyzny. Bramkę na wagę trzech punktów zdobył w 86. minucie Tomasz Walat. Po tym zwycięstwo wszyscy piłkarzy Stalówki chcieli nosić na rękach.
Jedyne wyjazdowe zwycięstwo
9 sierpnia 2008 roku w Kielcach odbył się mecz pomiędzy miejscową Koroną, a Stalą ze Stalowej Woli. Zdecydowanym faworytem tego spotkania byli kielczanie dysponujący zdecydowanie większym budżetem i mocniejszym składem. Było to kolejne prestiżowe spotkanie dla każdego kibica Stali. Fanów w zielono-czarnych barwach nie zabrakło w stolicy województwa Świętokrzyskiego. Pojawiło się ich blisko siedmiuset. Pierwsza połowa tego pojedynku zakończyła się wynikiem bezbramkowym, w drugiej odsłonie meczu do szturmu na bramkę Tomasza Wietechy od razu ruszyli złocisto-krwiści. Na jego efekty nie trzeba było długo czekać. W 58. minucie gospodarze prowadzili już 2:0 i w dalszym ciągu dominowali na boisku. To, co wydarzyło się jednak w ostatnim kwadransie tego spotkania zostanie zapamiętane na długo. Najpierw za sprawą Jaromira Wieprzęcia Stalowcy doprowadzili do remisu, by później w 85. minucie zdobyć zwycięskiego dola. Szał radości ogarnął wtedy sektor gości. Tego nikt się nie spodziewał, a zawodnicy ze Stalowej Woli zaczęli chyba doceniać własne możliwości. Po spotkaniu szkoleniowiec Stali, Władysław Łach powiedział jednak: - Przyjdą kartki i kontuzje i na koniec rundy mój zespół będzie plasować się w dolnej części tabeli. Nikt go wtedy nie słuchał.
W kolejnym meczu Stalowcy pokonali głównego faworyta do awansu do ekstraklasy - zespół Zagłębia Lubin. To spotkanie maksymalnie rozbudziło już apetyty kibiców w Stalowej Woli. Stal plasowała się wówczas w górnej części tabeli. - Nie nastawiamy się na walkę o walkę o awans, chcemy spokojnie utrzymać się w lidze. Cieszymy się jednak z dobrych wyników - tak mówił dosłownie każdy piłkarz Stalówki po tym pojedynku.
Beniaminek nie do pokonania
- Z zespołami z dołu tabeli zawsze gra nam się trudniej. Z tymi z górnej półki możemy grać z kontrataku, natomiast z tymi potencjalnie słabszymi jesteśmy skazani na atak pozycyjny, który nie jest najlepszy w naszym wykonaniu - mówił Jacek Maciorowski, obrońca Stali przed serią meczów z nowymi zespołami w lidze.
Jak się później okazało beniaminkowie byli zaporą nie do przejścia dla zielono-czarnych. Właśnie po spotkaniu z Zagłębiem Lubin Stalowcy zaczęli grać coraz słabiej, słabiej i słabiej. Ale po kolei. Najpierw Stalowcy przegrali w Świnoujściu z miejscową Flotą. Później doszło do dużej sensacji. W Stalowej Woli wygrał Dolcan Ząbki będący w tym okresie najsłabszym zespołem w lidze. W kolejnym pojedynku piłkarze Stalówki ponieśli trzecią porażkę z rzędu ulegając drużynie GKP Gorzów Wielkopolski.
Iskierka nadziei
Po meczu z GKP Gorzów Wielkopolski kolejnym przeciwnikiem Stali był Górnik Łęczna. Wielu obawiało się tego pojedynku. Stalowcy po trzech porażkach wyglądali na przybitych, a piłkarze z Łęcznej są przecież wymagającym przeciwnikiem. Kibice, którzy oglądali to spotkanie przecierali jednak oczy ze zdumienia. Zielono-czarni zagrali fantastycznie i pokonali zespół z Łęcznej aż 4:0. Takiego wyniku nikt się nie spodziewał. Wydawało się, że kryzys już minął, że teraz podopieczni Władysława Łacha znów zaczną wygrywać. Jak się jednak okazało jedna jaskółka wiosny nie czyni...
W następnej kolejce piłkarze Stali udali się do jaskini lwa. W Łodzi na zawodników z Podkarpacia czekał łódzki Widzew. W ślad za fanami, w nadziei na obejrzenie wspaniałego widowiska pojechało ponad 800 fanów Stalówki. Nie zostali oni jednak wpuszczeni na sektor. Dlaczego? Tego dokładnie do tej pory nikt nie wie. Piłkarze zaprezentowali się całkiem nieźle będąc momentami równorzędnym rywalem dla łodzian. Ostatecznie Widzew pokonał Stal 2:1.
Czarna seria
Tak zwana czarna seria trwa od 6 września. Od tego dnia zielono-czarni nie wygrali ani jednego spotkania. Po porażce w Łodzi przyszedł czas na bezbramkowy remis z zabierzowskim Kmitą. Stalowowolanie mogą jednak mówić o szczęściu, gdyż to goście sprawiali lepsze wrażenie w tym pojedynku. W 13. kolejce miała miejsce kolejna porażka. Tym razem z GKS-em Jastrzębie. W kolejnej serii gier kibice znów się rozczarowali. Stalowcy na własnym boisku tylko zremisowali z Turem Turek. Nadzieje na dobrą pozycję w tabeli na koniec rundy pomału zaczęły zanikać. Zmniejszała się także ilość fanów oglądających spotkania przy ulicy Hutniczej. Na nic zdały się próby ratowania zespołu. Nadszedł czas, gdy poszczególni piłkarze zaczęli łapać kontuzje, przyszły absencje za żółte kartki. Trener do dyspozycji miał coraz mniejszą liczbę zdolnych do gry zawodników. W kolejnym meczu rozgrywanym w Katowicach gracze z Podkarpacia także przegrali. - Nie można wygrać meczu, gdy nie stwarza się sytuacji podbramkowych - nie krył zdenerwowania Władysław Łach.
Przyczyny swojej fatalnej dyspozycji nie znali także sami piłkarze. - Gdybym wiedział, dlaczego w spotkaniach wyjazdowych nie potrafimy wywalczyć punktów, to teraz na pewno mielibyśmy ich o kilka więcej - mówił kapitan zespołu, Tomasz Wietecha.
Do rozegrania pozostały jeszcze dwa mecze kończące rundę jesienną. W ostatnim pojedynku z jesieni rozgrywanym na stadionie w Stalowej Woli zielono - czarni... przegrali. Tym razem ze Zniczem Pruszków.
Remis na sam koniec
25 października Wisła Płock w ostatnim meczu rundy jesiennej gościła na własnym obiekcie Stal Stalową Wola. Zdecydowanym faworytem byli gospodarze. Niespodziewanie jednak Stalowcy wywalczyli remis. Spotkanie to mogli nawet wygrać, gdyż płocczanie do wyrównania stanu rywalizacji doprowadzili w ostatnich minutach gry.
Nie tak zapewne miała wyglądać runda jesienna w wykonaniu piłkarzy ze Stalowej Woli. Dobry początek znacznie rozbudził apetyty fanów. Te zostały w późniejszym czasie jednak brutalnie ostudzone. Stalowcy na boisku prezentowali się bardzo źle. Nie było widać tej waleczności z początku sezonu, brak było pomysłu na grę.
W tym roku do rozegrania pozostały jeszcze dwa spotkania z rundy wiosennej. Stal w Opolu zmierzy się z miejscową Odrą, a potem na własnym boisku podejmować będzie Wartę Poznań. Obydwa te mecze Stalowcy muszą wygrać. Ich stawką będzie przysłowiowe sześć punktów, gdyż zarówno Odra jak i Stal to bezpośredni rywale zielono-czarnych w walce o otrzymanie w pierwszej lidze. Jak tu jednak kibice mają wierzyć w zwycięstwo, skoro piłkarze grają bardzo źle. Wiara czyni jednak cuda... W przypadku braku dobrych rezultatów zanosi się na bardzo nerwową i "gorącą" zimę w Stalowej Woli.