Po sezonie zasadniczym krakowianie mieli pięć punktów przewagi nad strefą spadkową i - przynajmniej do poniedziałkowego meczu Zagłębia Lubin z Koroną Kielce - wciąż trzymają się na taki dystans od 15. miejsca, ale przegrywając w dwóch pierwszych kolejkach fazy finałowej z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Widzewem Łódź, zaprzepaścili szansę na powiększenie tej przewagi.
- Ciągle powtarzałem, że naszym celem jest spokojne utrzymanie w ekstraklasie i do pewnego momentu to realizowaliśmy. Byliśmy w środku tabeli, na 7., 8. czy 9. miejscu. A teraz widzę, że nie możemy się otrząsnąć, że nie gramy w pierwszej "8" i trzeba to szybko zmienić. Nie ma co jednak biadolić i się załamywać, bo do rozegrania jest pięć kolejek - mówi trener Stawowy.
[ad=rectangle]
- Trzeba zakończyć godnie ten sezon i nie żyć historią, czyli myślą o niezłym sezonie zasadniczym. W ostatnich pięciu kolejkach moi piłkarze muszą się zrehabilitować a to, co zrobili w meczach z Podbeskidziem i Widzewem - dodaje opiekun Pasów.
W niedzielnym meczu 32. kolejki T-Mobile Ekstraklasy krakowianie ulegli 0:2 Widzewowi w Łodzi. Od 14. minuty Cracovia grała w "10" po czerwonej kartce dla Krzysztofa Pilarza, a w 21. minucie straciła też kontuzjowanego Sławomira Szeligę. Od 34. minuty przegrywała natomiast 0:1 po rażącym błędzie defensywy.
- Nieszczęście zaczęło się po stracie gola, bo czerwone kartki się zdarzają i dobrze zorganizowana drużyna może odnieść korzystny rezultat. Gol Widzewa na 0:1 to kopia bramki jaką straciliśmy z Podbeskidziem i to mnie martwi, bo pracowaliśmy nad wyeliminowaniem takich błędów - mówi Stawowy i dodaje: - To, że trzeba było dokonać dwóch zmian na początku gry, spowodowało, że plan taktyczny na mecz się rozsypał. W II połowie wypadało zmienić paru piłkarzy, ale nie było już manewru. Mimo to stworzyliśmy sobie sytuacje, którymi mogliśmy odmienić losy meczu, ale ich nie wykorzystaliśmy. Lepszych okazji sobie nie mogę nawet wyobrazić. Później zostaliśmy dobici przez Widzew drugim golem. Nie zasłużyliśmy nawet na remis.
Dwie dogodne okazje po prostopadłych podaniach Saidiego Ntibazonkizy miał Dawid Nowak, ale za pierwszym razem uderzył wprost w Patryka Wolańskiego a za drugim nie oddał nawet strzału, wdając się w nieudany drybling z bramkarzem Widzewa.
- Nie mam pretensji do Dawida. On jest po długiej przerwie i cieszę się, że dochodzi do tych pozycji. Pretensję mogę mieć do zespołu za stratę gola na 0:1. To będzie mi przeszkadzało przez kilka dni i będzie też przeszkadzało moim piłkarzom, bo tego tak nie zostawię. To jest dla mnie nie do wybaczenia, jeśli się popełnia błąd formacyjny - kończy Stawowy.