Ostatni mecz sezonu był okazją do debiutu w barwach Śląska Wrocław dla Wojciecha Pawłowskiego, który zastąpił Mariana Kelemena. 21-letni bramkarz, choć zaprezentował się z dobrej strony, nie zdołał jednak zachować czystego konta w starciu z Koroną. Piłkę do jego siatki skierował... kolega z zespołu. - Trudno, taka jest piłka i trzeba mieć po straconym golu głowę wysoko - stwierdził piłkarz, który wierzył, że zły początek sobotniego pojedynku nie przekreśla szans gości na dobry wynik. - Zarówno ja, jak i moi koledzy z drużyny, wierzyliśmy w to, że możemy odrobić stratę jednego gola i cieszę się, że wygraliśmy aż 5:1.
[ad=rectangle]
Przez większą część spotkania kielczanie nie byli w stanie skutecznie zagrozić bramce WKS-u. Sytuacja zmieniła się jednak między 70 a 72 minutą meczu, kiedy to Pawłowski musiał trzykrotnie ratować swój zespół od straty gola. - Były to ciężkie piłki, ale ja tak jak zawsze mówiłem, mam więcej szczęścia niż rozumu (śmiech) - mówił zadowolony.
Czy w przyszłym sezonie były gracz Lechii Gdańsk na dłużej wskoczyć do wrocławskiej bramki? - Chciałbym być numerem jeden w Śląsku, ale nie wiadomo jak to się potoczy z moim wypożyczeniem, dlatego, że mam je tylko do grudnia. Jak wrócę z urlopu to będą prowadzone rozmowy z prezesem. Jestem dobrej dobrej myśli i liczę, że zostanę we Wrocławiu do końca sezonu - powiedział.
[urlz=http://www.facebook.com/PilkaNozna.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/urlz]