- Dla mnie, jak i kilku innych graczy Lecha 2004 przygoda z piłką dobiegła już końca. Teraz zagraliśmy, ale na stałe na boisko raczej byśmy nie wrócili. To ciężki kawałek chleba - wyczerpujące treningi, ćwiczenia na siłowni - przyznał Piotr Świerczewski.
42-latek nie przywiązuje wielkiej wagi do wyniku sobotniej potyczki. - My graliśmy na świeżości, a Kolejorz znajduje się w ciężkim okresie przygotowawczym. Możemy się tylko cieszyć, że dali nam zremisować. Gdybyśmy grali o punkty, to teraźniejszy Lech raczej by nas pokonał.
[ad=rectangle]
Mecz odbył się na bardzo zniszczonej po koncercie Iron Maiden murawie Inea Stadionu. - To był nasz atut. Młodsi koledzy chcieli grać szybko, kombinacyjnie, ale nie zawsze mogli to robić. Nam stan boiska zdecydowanie pomagał - dodał Świerczewski, który uważa, że bardziej miarodajne byłoby inne spotkanie. - Ciekawi mnie jakby wyglądał pojedynek obecnego Lecha z nami, ale gdybyśmy byli te dziesięć lat młodsi i lepiej przygotowani.
Nawet w takim, czysto towarzyskim meczu nie zabrakło ostrzejszych starć. - Nigdy na takie rzeczy nie narzekam. Ocena należy do sędziego, a ja po prostu zawsze walczę. Gdy ktoś mnie popchnie czy ostrzej potraktuje, to nie mam pretensji. Czasem trzeba sfaulować, zwłaszcza jeśli brakuje już szybkości. Nigdy jednak nie chciałem nikomu zrobić krzywdy - zakończył Świerczewski.