Trudno pomyśleć, że drużyna, która w poprzednim sezonie do ostatniej kolejki rywalizowała z Interem o scudetto, teraz jest cieniem samej siebie. Roma w zeszłorocznych rozgrywkach na pół godziny przed końcem sezonu mogła się czuć mistrzem Włoch. Ostatecznie jednak tytuł ponownie trafił w ręce Interu. Latem w szeregach rzymian obiecywano skuteczną walkę o mistrzostwo, którego w zespole spod znaku wilczycy brakuje od 2001 roku. - Zdobędziemy tytuł dla Franco Sensiego - zapowiadali w drużynie. Zasłużony prezydent Romy po długotrwałej walce z chorobą zmarł bowiem na dwa tygodnie przed startem rozgrywek. Zatem Roma teoretycznie do sezonu przystąpiła dodatkowo umotywowana. Niewiele jednak z tego wynikło, bo początek ligowych zmagań jest dla rzymian katastrofalny. Remis z Napoli rozpoczął fatalną serię Romy, przerywaną domowymi zwycięstwami nad Regginą i Atalantą. Podopieczni Luciano Spallettiego na terenie rywala długo nie potrafili zdobyć punktu. Po serii upokorzeń udało im się w końcu zremisować na Renato Dall’Ara w Bolonii w meczu 11. kolejki. Najboleśniejszej porażki Giallorossi doznali jednak nie na wyjeździe, ale.. przed własną publicznością. 19. października zostali zmiażdżeni przez Inter. Piłkarze z Mediolanu zaaplikowali rywalowi aż cztery bramki.
W czym tkwi słaba forma konsekwentnie budowanej od lat Romy? Czyżby do tej pory skuteczna taktyka Luciano Spallettiego przestała zdawać egzamin?
Po pierwsze, nietrafione transfery
Polityka transferowa władz Romy od jakiegoś już czasu pozostawia wiele do życzenia. Z powodu ograniczonych możliwości finansowych, wynikających głównie z zadłużenia klubu, co roku drużyna traci jedną gwiazdę. Wystarczy przypomnieć o sprzedaży: Antonio Cassano, Christiana Chivu czy Amantino Manciniego. Scenariusz za każdym razem się powtarza. Działacze klubu zasiadają do rozmów z menedżerem zawodnika w sprawie nowego kontraktu i.... porozumienia nie osiągają. Propozycja klubu znacząco różni się bowiem od oczekiwań piłkarzy. W rezultacie ci na rok, ewentualnie pół roku przed wygaśnięciem umowy zmieniają otoczenie. Nie dość powiedzieć, że w dwóch ostatnich latach Roma wzmocniła ligowego rywala, bo i Mancini i Chivu zdecydowali się na przeprowadzkę do Interu Mediolan. Inna opcja ich nie interesowała. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku Rzym opuści kolejny ważny w taktyce trenera Spallettiego zawodnik. Podpisu pod nowym kontraktem nadal nie złożył Alberto Aquilani, a jego umowa wygasa za półtora roku. Ta strata byłaby jeszcze bardziej bolesna niż poprzednie, bo młody Włoch jest przecież... wychowankiem Giallorossich.
Romę opuszczają kluczowi piłkarze, a w ich miejsce włodarze klubu nie sprowadzają równie wartościowych zawodników. Tego lata Matteo Ferrariego zastąpiono Lorią, który zagrał katastrofalnie w meczach z Interem i Udinese, a w miejsce Amantino Manciniego zakupiono Jeremy Meneza. Francuz póki co zupełnie nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Najwyraźniej włoski klimat mu nie służy. Poniżej oczekiwań gra także John Arne Riise, a Brazylijczyk Julio Baptista dobre występy przeplata zupełnie nieudanymi. Na domiar złego co chwila nękają go kontuzje.
Po drugie, lider kontuzjowany
Nie ma Tottiego, nie ma wyników. W pierwszych meczach tego sezonu Roma musiała sobie radzić bez swojego kapitana. Piłkarz leczył kontuzję kolana, której doznał jeszcze w poprzednich rozgrywkach i poczynania swoich kolegów oglądał z boku. Symbol Giallorossich zresztą nadal nie jest w pełni sił. Napastnik powoli stara się odzyskać dawną dyspozycję, ale droga ku temu nadal daleka. Totti w tym sezonie zagrał w zaledwie czterech meczach, zdobył dwie bramki. Z oczywistej przyczyny na razie nie może dać drużynie tego, do czego ją przyzwyczaił w ostatnich latach. Czasu się nie oszuka. Kilkumiesięczna przerwa w występach, przeplatana nieudanymi próbami powrotu na boiska, odbiła się na dyspozycji zawodnika. Totti szuka formy, a powrót do niej zdaniem włoskich ekspertów znajdzie odzwierciedlenie w wynikach Romy. Pytanie, czy kiedy ten dzień nastanie, nie będzie już za późno...
Po trzecie, brak Manciniego
Obok Francesco Tottiego zawodnikiem, który w poprzednich latach stanowił o ofensywnej sile Romy, był Brazylijczyk Amantino Mancini. Piłkarz niekonwencjalnymi zagraniami, świetnymi akcjami niejednokrotnie przesądzał o sukcesie rzymian w meczach ligowych i pucharowych. Od sierpnia tego skrzydłowego nie ma już jednak w szeregach Giallorossich. Niezadowolony z warunków nowej umowy, zaproponowanych przez włodarzy klubu, postanowił poszukać przygód i.... pieniędzy gdzieś indziej. Trafił do Interu Mediolan, dla którego wymogi finansowe Manciniego nie stanowiły problemu. Reprezentant Canarinhos (Mancini odzyskał miejsce w kadrze Brazylii) teraz zdobywa bramki dla Nerazzurrich, a w Romie bezskutecznie próbują załatać dziurę, która powstała po jego odejściu. Pozyskany w jego miejsce Jeremy Menez nadal nie zaaklimatyzował się we Włoszech i wkomponowanie się w szeregi Romy przychodzi mu z wielkim trudem. To, co do niedawna stanowiło o sile rzymian, czyli szybkie, skuteczne ataki skrzydłami, przestało być wizytówką tej drużyny. Roma już chyba w niczym nie przypomina tego zespołu, który do niedawna przez wielu był uznawany za najpiękniej grającą włoską drużynę.
Najwierniejsi sympatycy Giallorossich wierzą, że zespół jeszcze się przebudzi i włączy się do walki o górne pozycje w tabeli. Chociaż łatwo na pewno nie będzie. Strata do czołówki jest już ogromna. Pocieszać można się jedynie faktem, że na koncie rzymian o jedno spotkanie rozegrane mniej. W najbliższy weekend na drodze Romy stanie Lazio. Derby Rzymu mają być meczem przełomowym w poczynaniach zespołu rodziny Sensi. Ewentualne zwycięstwo pozwoli uwierzyć piłkarzom Romy w to, że może jeszcze nie wszystko stracone. Porażka raczej definitywnie przekreśli ich szanse na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce.