W Krakowie przyjaźni na boisku na pewno nie będzie - rozmowa z Piotrem Kasperkiewiczem, piłkarzem Lechii

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Obrońca gdańskiej Lechii, Piotr Kasperkiewicz dostał od Jacka Zielińskiego kredyt zaufania i zagrał przez całe 90 minut spotkania. Były zawodnik Kmity Zabierzów cieszy się ze zwycięstwa z łodzianami.

Michał Gałęzewski: Nie miałeś w tym sezonie zbyt wielu okazji do wybiegania w pierwszym składzie...

Piotr Kasperkiewicz: Wybiegałem w pierwszym składzie w meczach z Ruchem Chorzów i Odrą Wodzisław. Czekałem długo na szansę i bardzo się cieszę, że ją dostałem. Jestem również zadowolony ze zdobycia trzech punktów w meczu z ŁKS-em. Były to bardzo ważne punkty dla rozkładu sił w tabeli. Było to arcyważne dla nas spotkanie.

Myślisz, że wykorzystałeś swoją szansę? Grałeś wcześniej w Kmicie Zabierzów, a kolejny wyjazd szykuje się właśnie do Krakowa...

- Ciężko powiedzieć. Na pewno bardzo bym chciał, jednak zadecyduje o tym trener. W Krakowie nie będzie miejsca na żadne sentymenty. Jedziemy tam po to, aby powalczyć o trzy punkty. Wisła to ciężki rywal, ale na boisku wszystko się może zdarzyć. Nie możemy przegrać tego spotkania już w szatni.

Zagraliście bardzo dobrą pierwszą połowę, jednak druga może pozostawiać trochę do życzenia.

- Ciężko powiedzieć, z czego to wynikało. Nie były to założenia trenera. Może niepotrzebnie się cofnęliśmy, gdyż tak mamy przy prowadzeniu 1:0, lub 2:0. Nie możemy tak jednak grać. Musimy grać konsekwentnie. Wychodząc na drugą połowę musimy grać tak, jakby było 0:0. Szkoda straconej bramki, jednak generalnie cieszę się ze zdobycia trzech punktów.

Przed meczem z ŁKS-em przegraliście trzy mecze z rzędu. Nie było dołka psychicznego w zespole po kolejnych porażkach?

- Na pewno było lekkie załamanie, jednak nie byliśmy faworytami w meczach, które przegraliśmy. Nie ma więc co rozkładać rąk, trzeba podnieść głowę do góry i walczyć dalej. Liga jest wyrównana, aby się utrzymać w tym roku musimy robić wszystko, aby piąć się w górę tabeli, gdyż dla beniaminka jest to podstawa.

17 punktów Lechii to dobre osiągnięcie?

- Myślę, że mogło być tych punktów trochę więcej, jednak cieszymy się, że mamy te, co mamy. W tabeli jest jednak taki ścisk, że przez jeden remis, lub jedną porażkę możemy spaść o kolejne miejsca w dół.

Co sądzisz o przeskoku z drugiej ligi do Ekstraklasy?

- Jest to na pewno inny poziom piłki, duża różnica klas zespołów. Jest to inna kultura gry w piłkę. Nie ma takich klubów, jak Kmita Zabierzów, czy Pelikan Łowicz. Grają najlepsi zawodnicy w Polsce i jest mniej przypadków. Grając z lepszymi zespołami ma się większą mobilizację w zespole, żeby się pokazać. Ze słabszymi brakuje koncentracji, jest pewność siebie i myśli się, że wejdziemy na boisko i wygramy, bo przyjechał taki zespół, jak Kmita.

Mówisz o mobilizacji, a bardziej zmobilizować się, niż na mecz z Wisłą chyba się nie można...

- Raczej nie. Mecze z Lechem, Legią, czy z Wisłą są to bardzo ważne, prestiżowe spotkania z najlepszymi zespołami w Polsce. Wiadomo, że kibiców Wisły i Lechii łączy przyjaźń, jednak tej przyjaźni na boisku na pewno nie będzie.

Jak oceniasz przemiany w gdańskim klubie?

- Wszystko idzie ku lepszemu, oby tak dalej. Mam nadzieję, że powstaną nowe boiska. Powstały już światła, jest podgrzewana murawa, monitoring. Cieszę się też, że w Gdańsku odbędą się Mistrzostwa Europy, powstanie Baltic Arena. To też wpływa na miasto i na piłkę w Gdańsku.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)