Już przed rewanżowym spotkaniem mówiło się, że dla Lecha Poznań może to być najważniejszy mecz w sezonie. Gdyby podopieczni Mariusza Rumaka nie odrobili strat z Estonii, to plama jaką by dali na długo pozostałaby w ich życiorysie. A przecież w nim zapisana była już kompromitacja z Żalgirisem Wilno z zeszłego sezonu.
Zaczęto nawet spekulować, że jeśli Lech odpadnie z Nomme Kalju, to prace może stracić Mariusz Rumak. Z pewnością domagaliby się tego kibice. Mimo wszystko do rewanżu lechici podchodzili z optymizmem, a porażkę w Tallinie traktowali jako wypadek przy pracy.
[ad=rectangle]
W czwartek od pierwszej minuty poznaniacy rzucili się do szaleńczych ataków i na przerwę schodzili z wynikiem dającym awans do kolejnej rundy. Po przerwie ich gra wyglądała słabiej i dopiero w ostatniej minucie spotkania udało się przypieczętować awans.
- Jeżeli chodzi o przygotowanie mentalne, to naprawdę długo szukałem spokoju. Doliczając do tego obciążenie psychiczne, moje tętno w ostatnich minutach, to był to najtrudniejszy mecz w którym prowadziłem Lecha - przyznał po meczu trener Kolejorza.
Ostatecznie ostatni dni były dla Lecha i samego Mariusza Rumaka bardzo udane. - W ciągu czterech dni zagraliśmy dwa dobre spotkania, strzeliliśmy siedem bramek i nie straciliśmy żadnej, a to zawsze buduje team-spirit - zakończył szkoleniowiec poznaniaków.