Nikt na nas nie stawia i to jest nasz atut - rozmowa z Rafałem Augustyniakiem, piłkarzem Widzewa Łódź

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Rafał Augustyniak jest jednym z kilku piłkarzy, którzy pozostali w Widzewie po spadku z ekstraklasy. W sobotę łódzkiego gracza czeka inauguracja rozgrywek I ligi meczem z GKS w Katowicach.

Bartosz Koczorowicz: W zeszłym sezonie, kiedy graliście w T-Mobile Ekstraklasie, ciążyła na was przez większość sezonu presja uniknięcia spadku z ligi. Nie udało się jej udźwignąć. Jakie jest wasze podejście przed nadchodzącym cyklem rozgrywek? Wciąż jest presja czy już tylko zwykła chęć udowodnienia niedowiarkom swojej siły? Rafał Augustyniak (piłkarz Widzewa Łódź)

: Tak naprawdę nikt nie stawia na nas przed nadchodzącym sezonem. Tylko my i kibice wierzymy w to, że uda się nam awansować z powrotem do ekstraklasy. Myślę, że ta sytuacja to nasz atut. Będziemy grać ze spokojną głową. Nikt nie będzie na nas napierał. Nie ma presji mediów, a częściej jest mowa o walce o utrzymanie. Mamy jednak dobry zespół, w którym panuje świetna atmosferę. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

[ad=rectangle]

Z czego twoim zdaniem wynika ta dobra atmosfera w zespole?

- Długo się już znamy. Ci co byli wcześniej, zostali w Widzewie. Poza tym bardzo dobrze organizuje wszystko nasz trener. Nie jesteśmy podzieleni na mniejsze grupki. Wszyscy trzymamy się razem. Na treningach jest dużo uśmiechu. Jak jest ciężka praca to pracujemy, ale po treningu siedzimy wszyscy razem. Nikt nie ucieka z szatni i jeszcze przynajmniej przez pół godziny rozmawiamy między sobą.

Czy to po części nie jest też zasługą faktu, że z klubu odeszła większość obcokrajowców? Będzie teraz łatwiej porozumieć się na boisku?

- Zgadzam się. Nie każdy zna język angielski, a i to samo tyczy się piłkarzy z zagranicy, którzy do nas przyjeżdżają. Obecnym przykładem jest chociażby Cristian Del Toro, który mówi tylko po hiszpańsku. Jest to jednak człowiek bardzo pozytywnie nastawiony do życia. Już łapie polskie słowa i można z nim się w podstawowych sprawach dogadać. Myślę, że jeszcze miesiąc i nie będzie kłopotu z komunikacją na boisku.

Letni okres przygotowawczy to w waszym wydaniu "roller coaster". Najpierw doznaliście serii porażek (w tym aż 0:5 z Wisłą Płock - przyp. red.) by pokonać w Ząbkach Dolcan 4:2 i odnosić później zwycięstwa do samego końca. Która twarz Widzewa jest prawdziwa?

- W meczu z Dolcanem nastąpiło małe przełamanie. Wiadomo, że zespół się dociera. Trener szuka optymalnego składu. Nie zawsze grają Ci co wyjdą w pierwszym składzie w Katowicach. Niektórzy nie grali też od początku okresu przygotowawczego. Poza tym trener kombinował ze zmianą ustawienia poszczególnych piłkarzy. Od meczu w Ząbkach zaczęło się już jednak wszystko krystalizować. W Świdniku nie straciliśmy już żadnej bramki, co było naszym głównym założeniem. Myślę, że ta twarz z drugiej fazy przygotowań jest tą prawdziwą.

Jednym z eksperymentów trenera Tylaka było m.in. wystawienie ciebie na pozycji defensywnego pomocnika. Jakie są twoje wrażenia w porównaniu z dotychczasową grą na środku obrony?

- Dobry defensywny pomocnik musi mieć lepszy przegląd pola. Nie zawsze ktoś podpowie, nie krzyknie "czas" albo "plecy". Trzeba na tej pozycji myśleć intensywniej. Z drugiej strony masz za plecami kogoś, kto cię asekuruje, zatrzyma akcję, a to daje więcej swobody podczas meczu. Pod tym względem defensywny pomocnik ma lepiej od stopera.

Wprawdzie nie rozegrałeś jeszcze żadnego meczu o stawkę na tej pozycji, ale masz już wstępne porównanie gry na środku obrony oraz w linii pomocy. Gdzie obecnie czujesz się lepiej na boisku?

- Nie mam na ten temat zdania. Gdzie mnie trener wystawi, tam będę grał. Myślę, że to nie stanowi większego problemu. Jeżeli zagram jako defensywny pomocnik w Katowicach, to wówczas prawdopodobnie obok mnie będę mieć Bartka Kasprzaka. Bardzo dobrze mi się z nim współpracuje. Bartek bardzo dużo biega i pomaga. Myślę, że tworzymy zgrany duet.

W sobotę czeka was pierwsze starcie w obecnym sezonie I ligi z GKS w Katowicach. Czy wiecie już jak zaskoczyć przeciwnika na jego terenie?

- Mieliśmy półgodzinną odprawę na temat przeciwnika. Znamy ich dobre i złe strony. Grają trójką obrońców. Będzie dużo więcej biegania w środku pola, bo mają tam jednego gracza więcej. Myślę jednak, że poradzimy sobie z tym. Trener dobierze odpowiednią taktykę, a my zrobimy wszystko, żeby ją zrealizować.

Już w pierwszym meczu możecie przełamać fatalną passę bez zwycięstwa na boisku rywala, nie licząc ostatniej wygranej po walkowerze z Zagłębiem w Lubinie. Ostatni raz Widzew zdobył trzy punkty na wyjeździe po dziewięćdziesięciu minutach gry w październiku 2012 roku.

- Przełamanie każdej złej passy jest fajne i teraz jest najlepszy moment, żeby przerwać także tą wyjazdową. Jeśli chcemy awansować do ekstraklasy, to nie ma opcji, żebyśmy przegrywali na obcym terenie. Pierwszy mecz w Katowicach potraktujemy bardzo poważnie. Jeżeli wygramy, to mentalnie będziemy już zupełnie inaczej nastawieni na następne spotkania w lidze.

Nie możecie niestety liczyć na wsparcie kibiców, którzy zostali ukarani zakazem wyjazdowym jeszcze w zeszłym sezonie.

- Jeżeli wygramy, to będziemy się cieszyć między sobą w szatni po meczu. Tylko to nam pozostanie w obecnej sytuacji, niestety. Mam nadzieję, że kibice będą mimo wszystko z nami oglądając śledząc nasze poczynania przed telewizorami.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)