Udany początek sezonu w wykonaniu piłkarzy Górnika Zabrze nie przeszedł bez echa nie tylko wśród kibiców śląskiej drużyny, ale także w kręgach najlepszych w historii graczy jedenastki z Roosevelta. Mecz z Cracovią z trybun obserwował Waldemar Matysik, zaś na pojedynek z Górnikiem Łęczna ściągnął z Niemiec Zygfryd Szołtysik.
Świetny przed laty zawodnik w trójkolorowych barwach występował w latach 1962-1978 z roczną przerwą na grę we francuskim US Valenciennes Olympic. Z Górnikiem sięgnął po siedem tytułów mistrza kraju, sześć Pucharów Polski oraz grał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Man City w 1970 roku.
[ad=rectangle]
Legendarny zawodnik zabrzańskiego klubu w pierwszej połowie kilkukrotnie łapał się za głowę, kiedy jego następcy seryjnie marnowali dobre okazje do otwarcia wyniku. Już w pierwszych minutach gry Łukasz Madej świetnie dograł z prawego skrzydła na głowę Roberta Jeża, a ten mając przed sobą pustą bramkę uderzył tuż obok prawego słupka.
W odpowiedzi obrońcom gospodarzy urwał się Grzegorz Bonin, który popędził z piłką kilkadziesiąt metrów i wpadł w pole karne, ale tuż przed oddaniem strzału skutecznym wślizgiem zatrzymał go Adam Danch, który został cofnięty na środek defensywy w miejsce kontuzjowanego Błażeja Augustyna.
Po raz kolejny centymetry od zdobycia bramki zabrzanie byli po dograniu Seweryna Gancarczyka z rzutu wolnego, kiedy zbyt krótko wybijana przez obrońców łęcznian futbolówka wpadła wprost pod nogi Jeża, ten uderzył bez wahania, a futbolówka trafiła w poprzeczkę bramki Silvio Rodicia.
Golkiper gości musiał za to stanąć na wysokości zadania kilkadziesiąt sekund później, kiedy po podaniu Romana Gergela wślizgiem na bramkę uderzał Mateusz Zachara, ale Chorwat czubkami palców sparował piłkę na korner.
W końcówce premierowej odsłony odważniej zaatakowali piłkarze z Łęcznej, którzy groźni byli głównie za sprawą stałych fragmentów gry. Kilka rzutów rożnych wykonywanych przez podopiecznych Jurija Szatałowa mogło zaskoczyć Pavelsa Steinborsa. Łotewski bramkarz Górnika Zabrze przy sporym udziale szczęścia obronił z kolei tuż przed przerwą atomowy strzał Bonina z ok. 25 metrów.
Na otwarcie wyniku meczu kibicom Trójkolorowych przyszło czekać do 54. minuty gry. Wówczas po wyrzucie z autu piłkę na lewym skrzydle przyjął Zachara i dograł do wbiegającego w pole karne Madeja, a ten kąśliwie uderzył na bramkę i futbolówka wpadła do siatki. Wydawało się, że w tej sytuacji znacznie lepiej zachować mógł się Rodić, który przy próbie piąstkowania nie trafił w piłkę.
Kilkanaście minut później po akcji tego samego duetu padła druga bramka dla gospodarzy. Gapiostwo Tomislava Bozicia wykorzystał Zachara, który obiegł obrońcę łęcznian i popędził w kierunku bramki, by z pola karnego jak na tacy wyłożyć piłkę Madejowi, który w tej sytuacji nie mógł się pomylić.
W odpowiedzi pięć minut po trafieniu Górnika swojej szansy po raz kolejny po strzale z dystansu szukał Bonin, ale i tym razem szczęście sprzyjało bramkarzowi gospodarzy, który w ekwilibrystyczny sposób odbił ten strzał na korner.
Uspokojeni dwubramkowym prowadzeniem gospodarze kontrolowali bieg boiskowych wydarzeń i nie pozwolili rywalom na zdobycie choć bramki kontaktowej. Co prawda broni nie składał Bonin, który w końcówce regulaminowego czasu gry raz jeszcze huknął z linii pola karnego, ale znów na posterunku był Steinbors.
Dzięki trzem zdobytym punktom ekipa z Zabrza utrzymała fotel lidera T-Mobile Ekstraklasy, z dwoma oczkami przewagi nad Wisłą Kraków.
Górnik Zabrze - Górnik Łęczna 2:0 (0:0)
1:0 - Madej 54'
2:0 - Madej 67'
Składy:
Górnik Zabrze: Steinbors - Sadzawicki, Danch, Gancarczyk, Gergel, Gwaze, Madej (69' Plizga), Sobolewski, Kosznik (81' Mańka), Jeż (89' Łuczak), Zachara.
Górnik Łęczna: Rodić - Mierzejewski, Kalkowski, Szmatiuk, Bożić, Bonin, Bielak, Kaźmierczak, Nowak (76' Hasani), Mraz (72' Bożok), Cernych (81' Szałachowski).
Żółta kartka: Sadzawicki (Zabrze) - Mierzejewski, Kalkowski, Bożić (Łęczna).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 3000.
[event_poll=28252]