Początkowo mecz układał się po myśli Pogoni. Goście rządzili na boisku, a przeciwnik nie miał pomysłu na przerwanie tej dominacji. Ukoronowaniem dobrej pierwszej połowy w wykonaniu Portowców był gol Marcina Robaka, ale tuż po przerwie wszystko to prysło jak bańka mydlana. - Trudno opanować nerwy po takiej drugiej połowie. Zupełnie oddaliśmy inicjatywę. Mało tego, każda akcja w polu karnym to było zagrożenie. Zachowywaliśmy się wręcz jak ser szwajcarski - grzmi Dariusz Wdowczyk. - Wystarczyło pokazać się w polu karnym, dośrodkować żeby strzelić bramki. Postawa całej drużyny w defensywie w drugich 45 minutach była żenująca - dodaje.
[ad=rectangle]
Górnik Łęczna w ciągu 120 sekund objął prowadzenie, a pięć minut później Shpetim Hasani podwyższył na 3:1. Te ciosy oszołomiły Pogoń. - Motywowaliśmy się w szatni. Mówiliśmy co robimy dobrze i co źle. Utrzymanie się przy piłce było dobre w naszym wykonaniu, z tego tworzyliśmy sobie sytuacje. Dwie stracone bramki zupełnie wybiły nas z rytmu. Nie wzięliśmy odpowiedzialności za to, co dzieje się na boisku. Zabrakło chłopakom pomysłu na to, jak te akcje rozprowadzać. Po dobrej pierwszej połowie drugą całkowicie oddaliśmy. Szybko strzelone bramki nakręciły Górnika, a my zupełnie nie potrafiliśmy nad tym zapanować - analizuje 52-letni szkoleniowiec.
Nadzieję Portowcom pomogli przywrócić obrońcy Górnika, którzy podali do Robaka, a ten nie zmarnował prezentu. Ten gol jednak nie ożywił poczynań gości. Nie tylko nie zdołali wyrównać, ale stracili czwartą bramkę. - Po bramce Marcina Robaka na 3:2 można było walczyć do końca. Znowu Bonin urwał się lewą stroną, przegraliśmy pojedynek biegowy, wyłożył piłkę na czysto... Co tutaj powiedzieć? Taka akcja powinna być przerwana zdecydowanie wcześniej. Drugie 45 minut to była masakra w naszym wykonaniu, szczególnie w defensywie - nie ukrywa Wdowczyk.
[event_poll=28261]