Rozgrywający Górnika Zabrze załamany po porażce z Piastem Gliwice. "Byliśmy lepsi, a przegraliśmy"

- Patrzyłem jak dobrze nam idzie w ofensywie i wydawało mi się, że druga bramka jest tylko kwestią czasu. Niestety ta piłka nie chciała wpaść, a Piast wyszedł z przypadkową kontrą - ocenia Robert Jeż.

- Stworzyliśmy sobie parę dobrych sytuacji, niestety ich nie wykorzystaliśmy. W końcówce straciliśmy bramkę po kontrze i przegraliśmy mecz, którego z gry na pewno przegrać nie powinniśmy, bo byliśmy zespołem lepszym. Szkoda, że nie zdobyliśmy nawet punktu - kręci głową z niedowierzaniem Robert Jeż, pomocnik Górnika Zabrze.

Słowak, który w tym sezonie strzelił już trzy bramki był w derbowej batalii z Piastem Gliwice centymetry od kolejnego trafienia. Po jego próbie piłka zatrzymała się jednak na poprzeczce. - Piłka dobrze weszła mi na nogę i szkoda, bo zabrakło niewiele. Potem dobijał jeszcze Mateusz Zachara, ale był spalony. Naprawdę możemy żałować tych zmarnowanych szans - przyznaje doświadczony zawodnik.
[ad=rectangle]
Trójkolorowi słabo rozpoczęli mecz. Już w pierwszej akcji meczu stracili bramkę, za sprawą gapiostwa defensywy. - Zaczęliśmy poniżej oczekiwań. Pierwsze 15-20 minut przespaliśmy i Piast był w tym okresie gry lepszy. Potem już to my dominowaliśmy, ale co z tego, skoro wykorzystaliśmy tylko jedną okazję, a w końcówce daliśmy się skontrować i straciliśmy drugiego gola - zauważa 33-latek.

Robert Jeż po meczu z Piastem Gliwice nie dowierzał, że Górnik nie zdobył punktów
Robert Jeż po meczu z Piastem Gliwice nie dowierzał, że Górnik nie zdobył punktów

Górnik - zwłaszcza w drugiej połowie - stworzył sobie kilka świetnych okazji strzeleckich. - Patrzyłem jak dobrze nam idzie w ofensywie i wydawało mi się, że druga bramka jest tylko kwestią czasu. Niestety ta piłka nie chciała wpaść, a Piast wyszedł z przypadkową kontrą, gdzieś jakąś wrzutką ze środka pola i strzelił zwycięską bramkę. To boli, bo dużo zdrowia zostawiliśmy na boisku - przekonuje Jeż.

Doświadczony rozgrywający w pierwszej połowie wdał się w pyskówkę z sędzią Tomaszem Musiałem, za co został ukarany żółtym kartonikiem. - Chodziło mi o to, że Adam Danch stał po zmianie butów przy linii bocznej 2-3 minuty, a sędzia nie chciał go wpuścić. Dopiero po bramce wyrównującej wyjaśnił nam, że przepisy mówią, że gra musi być przerwana, by taki zawodnik wszedł na boisko, bo to nie był przypadek losowy taki jak kontuzja. Szkoda tego "żółtka", ale na przyszłość będę mądrzejszy - zapewnia gracz drużyny z Roosevelta.

Komentarze (0)